Ja uprawiam pomidory dla zapachu… dla zapachu właśnie. Uwielbiam przechadzać się po swojej pomidorowej grządce i wdychać!… Najlepiej rano, rosa na liściach, schylisz się i już jesteś całą sobą w aromacie pomidorowym. Przywodzi mi to na myśl dom rodzinny, z wielkim tunelem foliowym, zwanym folią po prostu, z mnóstwem pomidorów, które potem wiadrami z tejże wynosiliśmy… Najlepszy świeży, niemyty, czerwony pomidor prosto z krzaka zjeść… Co za luksus teraz!
Teraz idziemy do sklepu, na półkach pełno warzyw i owoców, uginają się wręcz, a jakie ładne, kolorowe, bez skazy! Takie mam zboczenie, że zawsze warzywo czy owoc wącham przed włożeniem do koszyka… coś z tym wąchaniem mam. Biorę takiego pomidora, do nosa zbliżam, jeszcze bardziej, nos w niego wciskam i… nic! Nie pachnie, nie śmierdzi. Sztuczny, jakby plastikowy. Odkładam i idę dalej.
Podstawowym warunkiem, jaki miejsce musi spełnić, jest nasłonecznienie. Czy to ogród, czy balkon albo taras – musi być na nim słońce przez sporą część dnia, inaczej owoców nie będzie dużo i nie będą aromatyczne. Uwaga: czemu by nie spróbować na słonecznym parapecie? Czemu nie!
Druga sprawa, która do sukcesu uprawy się przyczynia mocno, to odpowiednia odmiana pomidora. W sklepach teraz znajdziemy odmiany sygnowane „na balkon” na przykład, i chociaż mierzi mnie już czasem ten marketing, polecam się im przyjrzeć. Na balkon czy taras na pewno nadają się odmiany koktajlowe, które są odporniejsze ogólnie, ale nie trzeba rezygnować z regularnych, dużych pomidorów – nie. Dla bardziej wytrwałych będzie to decyzja marcowa przy wyborze nasion. Dla tych, co nie mają chęci czy mocy zgłębiać się w uprawę od nasionka, już w kwietniu w centrach ogrodniczych można znaleźć sadzonki spore, podrośnięte, do wyboru, do koloru. Warto znaleźć czas na podjechanie do dobrego centrum ogrodniczego, warto znaleźć czas na rozmowę o sadzonkach z kimś, kto wie, co sprzedaje. Ciągle proste? Będzie jeszcze lepiej!
Jak już wybraliśmy miejsce i odmiany/ę, czas przygotować glebę. Pomidora można z powodzeniem uprawiać w donicach, sporo osób to robi. Są odpowiednie ziemie z przeznaczeniem do uprawy pomidora, zaprawione już czymś, w czym roślina będzie czuła się dobrze. Ja takich nie wybieram. Ziemia uniwersalna, jak już trzeba, ważne żeby była zdrowa (przy otwarciu nie wylatują z niej muszki, nie ma widocznego grzyba, ogólnie dobra kondycja). W ogrodzie pod sadzonkę po prostu przygotujemy dołek – głębszy tak, żeby go można było ładnie wypełnić. I teraz część zabawna – zabieramy rodzinę na spacer w łąki i lasy i szukamy pokrzywy. Znajdujemy i zrywamy, tylko uwaga taką, która nie kwitnie, chyba, że ktoś chce za parę miesięcy mieć plantację pokrzyw. Zrywamy tego zioła, ile nam potrzeba, w domu siekamy i do dołka przed posadzeniem pomidora wsypujemy. Pokrzywy są bardzo dobrym nawozem w różnej formie – o tym za chwilę. Drugą popularną sprawą są skorupki jajek. Zbieramy sobie skorupki przez parę dni czy tygodni, potem kruszymy o do dołka wsypujemy oraz mieszamy z ziemią, w której sadzimy sadzonki. To już nie tylko pomidor – to rada ogólna również. Trzecim hitem są skórki bananowe, przez niektórych poddawane w wątpliwość, bo chemia na nich ponoć jest. Do oceny własnej. Skórki banana mają kupę azotu, więc niosą w sobie nawóz w prostej formie. Jeśli decydujemy się skórki do dołka wrzucić, na parę tygodni przed tym planem skórki mrozimy sobie po prostu, a gdy nadejdzie chwila – rozmrażamy. Proste znowu.
W tak przygotowany dołek czy donicę możemy spokojnie wsadzić naszą piękną sadzonkę (czy to swoją, czy kupną).
No i tutaj zaczyna się wielkie pole do popisu, co nie umniejsza już roboty, jaką popisaliśmy się do tej pory! Jest kilka sposobów na zastąpienie chemii, zarówno w pielęgnacji roślin, jak i ich ochronie. One działają, trzeba tylko trochę się postarać i nie zrażać, jeśli coś w danym roku nie wyjdzie. To normalne, to natura, straty są wpisane w uprawę – tak jest.
Jak więc nawozimy? Bo wiadomo, każdy lubi oprócz szklanki wody, także kromkę chleba albo i wypaśny obiad! Wspomnianą już pokrzywę (bez nasion!), jak nam zostanie z tego leśnego spaceru, siekamy i wrzucamy do pojemnika plastikowego – może to być wiaderko z pokrywką, może być stare wiadro, a pokrywka się znajdzie. Może być to większy pojemnik, jak mamy większy ogród, to się na pewno nie zmarnuje. Wrzucamy tej pokrzywy, ile możemy, tak po brzegi, i zalewamy wodą. Przykrywamy, zostawiamy. Codziennie w miarę możliwości przychodzimy i mieszamy chwilę. Zacznie fermentować, zacznie mocno pachnieć, dalej mieszamy. Po około dwóch tygodniach zapach już będzie bardzo ładny! Wtedy części roślinne z naszego wiaderka wyjmujemy i na kompostownik, a brunatna ciecz o ostrym zapachu to nasz super-naturalny-nawóz – gnojówka! Złoto ogrodnika! Dodajemy jej trochę, tak na oko, do każdego podlewania. Pomidory ją kochają, inne rośliny też.
Co dla balkonistów i tarasistów? To samo! Ja w tym roku zrobiłam gnojówkę z pokrzyw też na balkonie, w takim ok. 10-litrowym wiaderku z przykrywką. Nic nie czuć, dopóki się nie otworzy. W kącie sobie stoi, nikomu nie wadzi. Nie bójmy się tego zapachu, to sto razy lepsze od spalin!
Słyszałam też, że pomidory kochają nawóz ze swoich własnych liści! Ktoś stosował i może się podzielić? Piszcie!
W ochronie najważniejsza jest prewencja. Często o niej zapominamy, bo wszystko idzie gładko i rośnie ładnie. Niestety, zdarza się, jak to w naturze, że jakieś choróbsko przypałęta się i do naszego pomidora, przez co plony będą małe albo parchate, albo nie będzie ich wcale, a my się zrazimy.
Ja w tym roku stosowałam opryski na pomidory ze skrzypu i czosnku, ogólnie przeciw grzybom. Tym chciałabym się z Wami podzielić, bo jest to proste jak drut, trzeba tylko mieć jakiś opryskiwacz – 5-10L, w zależności od potrzeb, no i oczywiście sam czosnek, cebulę, skrzyp.
Wyciąg z czosnku (tu można dodać też łuski cebuli, które nam się zbierają w kuchni) to chyba najprostsza sprawa pod słońcem, bo większość z nas czosnku używa na tak zwany co dzień. Ja biorę garnek, największy jaki mam, wrzucam tam łuski czosnku i same ząbki, rozgniecione – około jednej główki. Zalewam to wodą, przykrywam, odstawiam na 24 godziny. Potem przez sito i zostaje mocno pachnąca ciecz. Tą cieczą pryskam pomidory, najlepiej rano lub wieczorem i w dzień pochmurny, raczej nie pryskać w największe słońce, w samo południe – to może zaszkodzić.
Ze skrzypu można też zrobić taki sam wyciąg, a można też wywar – wtedy taką ciecz skrzypową gotuje się jeszcze z 30 minut. Ten wywar można przechowywać taki zagotowany przez dłuższy czas w słoikach zamkniętych i regularnie sobie pryskać, bo skrzypu do wody dodajemy około 1/4 objętości, więc wystarcza na dłużej.
Jak często? Co tydzień, co dwa. Rzadziej, też dobrze. Ile macie czasu i ile potrzeby. To trochę tak, jak z babcinym ciastem – jakie proporcje? Na oko, z doświadczenia.
W ogrodnictwie ogólnie sporo zależy od podejścia, uczucia, pozytywnej energii, jaką darzymy swoje rośliny. Pielęgnujmy więc nasze pomidory najlepiej, jak potrafimy, cieszmy się z własnych zbiorów – nie muszą to być wiadra, wystarczy jeden owoc. Ale nasz, nie pryskany, pachnący obłędnie, niemyty i najsłodszy!
Joanna.
0 comment