Poranki pod koniec marca potrafią być jeszcze baaaaardzo zimne… Tak zimne, że każda herbata wydaje się jeszcze bardziej gorąca. Tak zimne, że szron na ławce uniemożliwia siedzenie. Tak zimne, że myślisz, że nie ma szans, że dzisiaj wsadzisz tą sadzonkę albo posiejesz co nieco…
A jednak… 8.00 rano (do niedawna 7.00) wita pięknym słońcem, ale chłodem przy ziemi. Nawet korony cesarskie wyglądają, jakby zmarzły…
Ale to się szybko zmienia, bo już po godzinie – dwóch nie ma śladu po szronie. Korony wstają do pionu, bo są do tego po prostu przyzwyczajone. Słońce operuje i jeśli jest pogodnie, to jest naprawdę bardzo, bardzo miło.
Bez większego planu:
– opryskałam brzoskwinie i morele wywarem ze skrzypu przeciw kędzierzawości (robię to drugi raz w tym sezonie)
– kupiłam i posadziłam dymkę wraz z pietruszką naciową i wyściółkowałam (lekko słomą)
– wsadziłam sadzonkę jeżyny, którą dostałam w prezencie
– przesadziłam sadzonki forsycji własnej produkcji – wyszło ok. 50% z całości, czyli 3
– powiększyłam jedną ścieżkę (jak i dlaczego będę pisać później)
– powiększając ścieżkę, odkryłam kocimiętkę wrastającą już w nią, więc ją przeniosłam pod białą porzeczkę (lubię takie zestawienia – krzew, a przy korzeniu jakieś zioła)
– wyściółkowałam kawałki ogrodu materiałem pozyskanym ze śmietnika (suche trawy, wspaniałe 3 worki takich) – dziękuję bardzo za te prezenty!
– poprzycinałam to tu, to tam (wg kalendarza księżycowego, dobry czas na to) – suche gałęzie porzeczek, malin; suche badyle estragonu; badyle rozchodnika okazałego od strony chodnika (to taki reprezentacyjny pasek poza siatką przy chodniku, gdzie jest ulubiona psia toaleta – co 2-3 rozchodnik jest poczęstowany psią kupą, a dzięki temu wcale nieźle rosną) – to, co zostało, wykorzystałam jako ściółkę – znika ten materiał, jak szalony…
Poza tym przechadzałam się i obserwowałam, bo jak to zwykle o tej porze roku, każdy malutki kwiatuszek cieszy, każdy kiełek, każdy zielony kawałek…
Na koniec spacer…
Joanna.
0 comment