I oto mamy jesień, murarki to już dawno się zaklepały wszystkie w domkach – i tym własnej roboty, i tym kupowanym. O wrażeniach pisałam w kwietniu w części 1 – tutaj.
A teraz wrażenia po sezonie…
Domek roboty własnej właściwie się nie zmienił – jest pod daszkiem, nie działają więc na niego tak mocno deszcze.
Natomiast domek kupowany uległ nieco pogodzie… i chyba nie tylko.
Wygląda to tak, jakby do pozatykanych dziurek coś próbowało się dostać. A może to tylko deszcz…
Niektórych rurek wręcz brakuje, niektóre wystają.
Sam domek nie wytrzymuje naporu nabierających od wilgoci objętości szyszek… i rozchodzi się w szwach.
Od góry też gwoździe puszczają coraz bardziej, choć od początku był z tym problem.
Niezbyt obiecująco to wygląda przed zimą. Mam wrażenie, że taki domek to na jeden sezon. Jest wystawiony na warunki atmosferyczne, ale też chyba taka jest jego rola?
Ale zobaczymy kolejnej wiosny. Będzie część 3.
Joanna.
0 comment
Teraz przygotowuje się do stworzenia jeszcze jednego nowego domku dla owadów. :)