Rok temu postanowiłam spróbować uprawy w kostkach słomy.
O początkach pisałam tutaj: Uprawa warzyw w kostkach słomy – pierwsze kroki. Część 1.
Na uprawę wybrałam dynie. Dlatego, że lubią się piąć i rozrastać i są względnie łatwe w uprawie, jeśli dać im odpowiednio dużo pożywienia (czyt. gnojówki, obornika, ogólnie są żarłoczne…). Pomyślałam też, że rozrastając się, będą zdobić ogród, jak to zwykle robią. A do tego pyszne plony na jesień.
Nasiona wsiałam do przygotowanych dołków z ziemią (było o tym w części 1).
Bez problemu i szybko wykiełkowały.
Wysiałam kolejną (na szczęście miałam nasiona, a w tym roku zbierałam z dyni ze sklepu – o ciekawym efekcie tego piszę tutaj).
Wykiełkowały szybko i pięknie, znowu zjadły je ślimaki.
Zaczęłam zbierać ślimaki (jak ze ślimakami walczyć, nie walcząc, nabrałam doświadczenia i opisałam tutaj i tutaj).
Zaczęłam zbierać ślimaki (jak ze ślimakami walczyć, nie walcząc, nabrałam doświadczenia i opisałam tutaj i tutaj).
Codziennie rano, trochę to pomogło, część siewek przetrwała i zaczęła się rozwijać wreszcie. Jak już były trochę większe, małe ślimaki nie stanowiły aż tak dużego zagrożenia.
Jak już dynie zaczęły rosnąć i podłapały, to już było z górki.
Zapomniałam o ślimakach.
Zapomniałam o ślimakach.
Niektóre z dyni po prostu z dnia na dzień rosły jak na drożdżach, inne nie aż tak szybko.
Z trzech stanowisk, najlepiej było dyniom na miejscu kompostownika.
Podejrzewam, że odpowiadają za to w dużej mierze kompostowane zrębki drewniane zaraz obok, do których dynie być może zapuściły korzenie. Podlewałam je bowiem raczej tak samo, po równo na wszystkich trzech stanowiskach gnojówkami, ale tylko tutaj wyrosły gigantyczne. Może to też kwestia odmiany i stanowiska.
Najgorzej miały się dynie w kostkach koło siatki, a spodziewałam się, że będzie tam najlepiej – słonecznie. Może przyczyniła się do tego folia, którą sąsiad sobie postawił i zasłaniała część słońca. Z drugiej strony nie aż tak wiele, więc nie wiem, co było przyczyną (oprócz ślimaków oczywiście), że z tamtego miejsca nie zebrałam ani jednej dyni.
Średnio wyszło z dyniami na kostce w części kwiatowej. Na początku dobrze sobie radziły, a potem jakby zwolniły i się zatrzymały. Stąd miałam tylko dwie dynie i to raczej ozdobne – małe, zielone, o ciekawym kształcie, ale niewiele do jedzenia.
Zapraszam na mój kanał, gdzie chodząc po warzywniku, pokazywałam dynie na bieżąco.
A tu kilka proponowanych filmów.
O eksperymencie z dyniami w kostkach w lipcu:
Jak dynie na kostkach ruszyły, to aż się zastanawiałam, co to mi rośnie, bo nie byłam pewna, czy to dynia naprawdę…
Jak widać wiele się zaczęło dziać w lipcu, przez to ślimacze opóźnienie.
W sierpniu przy kompostowniku:
oraz te przy siatce (i folii sąsiada):
oraz na trzecim stanowisku – wśród kwiatów:
Podsumowując uprawę w kostkach słomy.
1. Kostki trzymają wilgoć wspaniale – w środku jest mokro, nawet w trakcie suszy w kostkach będzie dłużej wilgotno.
2. Oszczędzamy miejsce – kostki można postawić nawet na trawniku czy w innej części, dodając sobie więcej miejsca pod uprawy.
3. Wyglądają ciekawie – takie kostki mogą być po prostu ozdobą ogrodu.
4. Cześć architektury – kostki mogą być ustawione np. wzdłuż rabat, przez co na ten dany sezon stanowić część architektury ogrodowej – np. odgradzać jedną część ogrodu od drugiej. Tworzą też nowe piętro w ogrodzie. Można też ich użyć do odgrodzenia od wiatru itp. Nawet sadzić w nich nie trzeba na dobrą sprawę… albo wsiać kwiaty, wtedy stanowić będą ozdobę.
5. Materiał na ściółkę – po użyciu kostki przez jeden czy dwa sezony, słomę możemy użyć do ściółkowania czy przeznaczyć na kompostownik. Nic się nie marnuje tutaj.
6. W kostkach i pod nimi pulsuje życie – będą dżdżownice oraz inne organizmy, grzyby. Nie tylko ślimaki tam mieszkają i wiele pożytecznych żyjątek zaprosimy też do ogrodu.
1. Kostki lubią ślimaki i to u mnie była największa wada tego rozwiązania. Mieszkają tam, składają jaja, a małe stołują się wprost na tym, co w kostkach wyrasta.
Aby zapobiegać, na wiosnę trzeba by było jaja ślimaków wybierać w miarę możliwości lub małe ślimaczki zbierać i wynosić. Można też dawać im do jedzenia coś innego, żeby nie zjadały naszych siewek.
2. Kostki trzeba przygotować odpowiednio, czyli zapewnić azot – więc wymagają chodzenia koło nich, podlewania gnojówkami albo wypełnienia obornikiem. Tak czy siak, trzeba pomóc roślinom, bo sama kostka to przecież sam węgiel i niewiele na nim wyrośnie.
Uwaga: nie dla wszystkich to jest wada, dla mnie nie, ale jeśli ktoś szuka bezobsługowego rozwiązania, to kostki nie są nim do końca.
Nie miałam żadnych problemów ze wzmożonym „atakiem” gryzoni, które kostki miałyby przyciągać. I tak mam wyściółkowany ogród, więc takie kostki to żadna większa atrakcja.
Więc poza przygodą ze ślimakami, polecam uprawę w kostkach, i to nie tylko dla dyni, inni z powodzeniem uprawiają cukinie czy pomidory. Nie udadzą się nam w takich kostkach warzywa korzeniowe, ale inne oraz kwiaty (zwłaszcza pnące, np. nasturcje, czemu nie?) można z powodzeniem w kostki wsiewać.
Bardzo przyjemną częścią są oczywiście zbiory:
Czy ktoś ma doświadczenia z uprawą w kostkach i może się podzielić?
Joanna.
0 comment
dzięki za porady, jakie umieszczasz na blogu :D
Słomą z kostek wyściółkuję ogród oczywiście :) czyli rozłożę i zostawię na ziemi.