Foto z książki „Permakultura Seppa Holzera” |
Większości z nas nieobcy jest temat kompostowania. Najczęściej robimy to w różnego rodzaju kompostownikach (post o zakładaniu kompostownika) albo po prostu wysypujemy materię organiczną na pryzmę kompostową. Przy tym warto zachować odpowiednie proporcje, inaczej pryzma będzie tracić swoje wartości. Ponadto trzeba potem otrzymaną materię jakoś przetransportować w miejsce docelowe.
Kompostowanie jest super, ale czy nie warto pójść krok dalej lub – raczej – cofnąć się, i wywalać odpadki bio po prostu na ziemię?
Zaczęło się od tego, że gdzieś przeczytałam, że fasolka szparagowa lubi azot, dlatego fajnie jest jej przygotować grządki w następujący sposób: wykopać mały rów, wsypywać tam odpadki kuchenne, przysypać i na to wsiewać fasolkę. Zamiast przerobionego kompostu, takie właśnie świeże odpadki.
Potem, jak zainteresowałam się tematem permakultury, to – nie pamiętam, kiedy dokładnie – ale pomyślałam, że po co mam kompostownik utrzymywać (a nawet dwa!), skoro przecież i tak wszystko idzie na grządki.
Nie dość, że materiały zmniejszają swoją objętość po czasie i zostaje niewiele tej ziemi kompostowej, to jeszcze muszę potem przenosić i decydować, gdzie tą cenną ziemię rozłożyć. Skoro dżdżownice i inne stworzenia, a także grzyby, tak się schodzą do kompostownika (grzyby zwłaszcza dostają nóg… hehe), to czemu nie mają się schodzić na grządki? I jeszcze: skoro dynia, a nawet – przypadkiem – słoneczniki i pomidory urosły jak dzikie na kompostowniku właśnie, to czemu – ach, czemu?! – nie miałabym tak samo ich dokarmiać już w miejscu docelowym – na rabacie?
No i tak przez ostatnie lata właśnie robię: wysypuję odpadki z kuchni w miejsca najbardziej w danym dniu/momencie według mnie potrzebujące.
Teraz, w zimie, po wyściółkowaniu całego ogrodu sianem (było o tym tutaj), zaczęłam odpadki wysypywać znów do kompostownika (parę pięter ułożyłam na to), ale to z braku miejsca docelowego. Tak naprawdę, gdybym się uparła, to dalej mogłabym wyrzucać pod krzewy czy nawet na śnieg (gdyby spadł).
Powoli więc wracam do tego zwyczaju. Ostatnio postanowiłam tak dokarmić moją małą rabatkę z pokrzywą:
No więc przedstawiam :
Oszczędzamy ten czas, który byśmy spędzili na przerzucaniu ziemi kompostowej z jednego miejsca na drugie. Oszczędzamy też swoje siły.
, czyli np. dżdżownice będą działać w tym miejscu, w którym uprawiamy sobie warzywka, a nie gdzieś w rogu działki, gdzie żadna roślina nie ma z nich pożytku.
, czyli np. azot nam się nie ulatnia w ciągu tych kilku miesięcy tworzenia się kompostu, a zostaje tam, gdzie wyrzucimy odpadki; czyli np. jak w przypadku przykładu z fasolką szparagową – rośliny od razu korzystają.
, bo gnojówką możemy podlać rzadziej wiedząc, że dopiero wysypaliśmy pod krzaczkiem trochę odpadków.
, które byśmy przeznaczyli na kompostownik. W małych ogrodach może mieć to szczególnie duże znaczenie.
– tak, te trochę grosza, które się wydało na plastikowy bądź drewniany pojemnik, też oszczędzamy.
O czym trzeba pamiętać?
-> odpadki warto przykryć, np. warstwą węglowej ściółki – sianem, słomą, suchą trawą, lub ją po prostu lekko z nią wymieszać. Jeśli nie mam takiej możliwości, to nie przysypuję i też się nic nie dzieje.
-> świeże odpadki przyciągają ślimaki, zauważyłam to w zeszłym roku. Z drugiej strony, jeśli ślimaki będą skupione na odpadkach, to mogą mniej się interesować warzywami – zasada odwrócenia uwagi.
-> jak ktoś ma problem estetyczny z wysypywaniem odpadków na grządki, no to trzeba o tym pamiętać – co więcej można zrobić… o gustach się nie dyskutuje!
Proszę, nie obawiajcie się, te odpadki nie będą gniły i śmierdziały Wam pod oknami, no chyba że macie naprawdę wielkie ilości, bo np. zbieracie jeszcze od sąsiadów, no to wtedy warto mieć ten kompostownik. Ale tak z jednego gospodarstwa domowego jak się będzie wyrzucało bio na średniej wielkości ogród, to naprawdę nie ma strachu i można spokojnie to robić. Wszystko się rozkłada, żyjątka korzystają, Wy nie tracicie siły i czasu, gleba się polepsza jakościowo od ciągłego dokładania ściółki, a na końcu macie pyszne zbiory lub piękne kwiaty. Tylko warto!
Kompostujecie bezpośrednio? A może pierwszy raz o tym słyszycie?
Joanna.
23 komentarze
Joanno czekam wiec na Twoje relacje jak sie spisuja rabaty ze swiezymi odpadkami i nie ukrywam chetnie bym zrezygnowala z budowania wielkich pryzm i rozrzucala wszystko sukcesywnie na grzadki.irena
Wiadomo, że estetyka to rzecz gustu, ale gusta też się zmieniają, więc jest nadzieja ;) pozdrawiam!
irena
Czy wiaderko dziennie obierków to dużo? Tyle produkuje nasza już 4-osobowa rodzinka.
Nie wysypywałam odpadków bezpośrednio pod rośliny, ale często na wiosnę wrzucałam nieprzerobiony "zimowy" kompost do wysokiego zagonu, przykrywałam cienką warstwą ziemi i siałam/sadziłam warzywa. Wywalanie odpadków na grządki kusi, ale też boję się ślimaków i tak
bardzo uciążliwych.
Za to wykorzystuję zużyty koci żwirek bentonitowy, kiedy sadzę drzewa, krzewy, byliny itp. dosypuję go do dołka, bo poprawia strukturę mojej piaszczystej gleby i retencję wody. Teraz mam zamiar zrobić rabatę pod wielkimi dębami, które wszystko wyciągają i chcę całe "dno" wysypać warstwą żwirku, dopiero na to dać ziemię liściową.
Tej jesieni zgromadziłam też wszystkie liście (poza tymi spod orzecha) których są kosmiczne ilości, bo mamy osiem wieeelkich dębów, sześć brzóz, drobnicy nie liczę. Zazwyczaj upychałam ile się da w kompostownikach (4 x m3), a reszta trafiała do lasku za płotem, gdzie dziki wybierały żołędzie i inne pyszności. Teraz zachłannie to przechowałam, chcę rozdrobnić kosiarką i ściółkować wszystko jak leci, żeby nie obrastało chwastem, a także produkować ziemię liściową w ilościach (może) wystarczających. Od lat używam też gnojówek roślinnych robionych metodą ratafii - czyli co właśnie rośnie, trafia do balii. Najpierw pokrzywy i mlecz, (dają dużo azotu akurat na start roślin), później żywokost (potas dla kwiatów i owoców), skrzyp przeciwko chorobom i wrotycz przeciwko szkodnikom.
Już nie mogę się doczekać...
Olga (nieanonimowa, ale pokonały mnie okienka)
cieszę się myśląc o moim przyszłym ogrodzie na którym obecnie jest łąka - który będzie z założenia taki trochę półdziki i taki "artystycznie-nieładny" (od nieładu ;)) i który mam nadzieję mnie nie wykończy fizycznie - czuję Spokój i Harmonię - bo wiem że to co będę tam robić będzie wypływało z mojego głębokiego przekonania/doświadczenia innych/słusznej idei...
ale najbardziej rozbawia mnie fakt jak wyobrażę sobie moją mamę która ma dziąłkę 3a i w sezonie zasuwa na niej od świtu do nocy nie mając czasu nawet usiąść na chwilę i odpocząć albo nacieszyć się efektami swojej pracy i jest dumnym ogrodnikiem który nie ma ani grama chawstów (tak!tak!) i który zawsze ma pierwszy skopany grządki na zimę i potem przekopane na wiosnę który po każdym deszczu ma przesiekaną całą działkę pod krzewami i we wszystkich grządkach i wiele takich tam powodów do dumy...
i jak ona zobaczy mój półdziki zarośnięty ogródek, jakieś sterty słomy i innego badziewia i powrzucane w to odpadki z kuchni to...
właściwie brak mi pomysłu na określenie stanu jej emocji ))))
wiem że nie będzie umiała tego pojąć bo cała ta idea jest totalnie sprzeczna z jej przekonaniami
a poza tym oprócz tego że bawi mnie ta cała przyszła konfrontacja to obawiam się że kiedyś nie wytrzyma tego bajzlu i wpadnie ze swoją motyczką i rozprawi się ze wszystkim co "niepotrzebne" i pozostawi wyrównane, przesiekane do gołej ziemi grządki!
tego obawiam się najbardziej ;)
dziękuję za... wiele.