Wczesną wiosną, kiedy wszelkie ślimaki wylazły ze ściółki i przyatakowały wszystko, co zaczynało wyrastać, wpadłam w lekki niepokój. W związku z tym zaczęłam kilka razy w tygodniu, jak najczęściej, zbierać ślimaki. Robiłam pułapki (dołki w ziemi), gdzie się chowały w ciągu dnia i mogłam je wybrać oraz zbierałam porankami i w deszczowe dni. Postanowiłam też polubić się z plastikowymi butelkami… Pisałam o tym tutaj: Butelki plastikowe jako ochrona przed ślimakami.
I tak zaczęłam gromadzić i obcinać butelki po wodzie mineralnej, 5 L i 1,5 L, w taki sposób, żeby albo zostawał gwint otwarty na powietrze, albo – jeśli wykorzystywałam dolną część – robiłam dodatkowych kilka otworów. Małe butelki małe zastosowałam natychmiast na bób, który wysiałam jako jeden z pierwszych. Te 5-litrowe wykorzystałam na słoneczniki. I właściwie na tym moje doświadczenie się kończy, bo
Po pierwsze, okropnie wyglądały, ale to nie dlatego…
Po drugie, i najważniejsze, ślimaki podkopywały się (po prostu przechodziły…) pod plastikiem i niektóre dekowały się w butelkach, gdzie było wilgotno od pary i miały pożywienie. Znalazłam takich kilka przypadków. Oczywiście, moja wina, bo widocznie niezbyt głęboko wcisnęłam butelkę albo po prostu przesunęła się pod wpływem wiatru. Takie rozwiązanie działało więc tylko częściowo.
Po trzecie, jak doszło mi sporo roślin, to nie mogłam sobie wyobrazić tego butelkowania… Nie wystarczyłoby mi 5 L butelek na cukinie i nawet jakoś nie chciałam ich przykrywać. Z bobu pozdejmowałam po jakichś 2-3 tygodniach albo wcześniej. Najdłużej dwie butelki ostały się na słonecznikach i to dlatego, że były zamocowane dobrze – ślimaki nie właziły do środka, a i wyglądało, że słonecznikom tam jest dobrze. Ściągnęłam je dopiero, gdy pierwsze rośliny uderzyły w „sufit”. W tym przypadku butelki spełniły swoją funkcję.
Nie zauważyłam zaparzania roślin pod butelkami, może dlatego, że jeszcze nie było aż tak gorąco, a może dzięki tym otworom. Na pewno dużo lepiej działają te większe butelki, bo te małe to faktycznie, mam wrażenie, ściskają roślinę i nadają się raczej na malutkie, pojedyncze rośliny.
Może, nie wykluczam, ale raczej 5 L.
Użycie sprawdza się na samym początku sezonu, kiedy jeszcze niewiele więcej ślimaki mają do jedzenia i każda roślinka jest atrakcją. W miarę a) ograniczania populacji ślimaków przez zbieranie, i b) wzrostu innych roślin dookoła, ślimaki mają inne zajęcia i można już trochę się wyluzować.
Eksperyment zakończony i nowe doświadczenie zdobyte. Ślimaki jak były, tak będą, ale zawsze warto kierować się intuicją i zrobić wszystko, co czujemy, że chcemy, żeby ochronić przyszłe plony, w myśl jednej z trzech zasad Permakultury: Troska o ludzi. Reszta to i tak siła wyższa… Natura.
Joanna.
0 comment
w moich okolicznościach przyrody, raczej ciepłych i wilgotnych jajeczka nie maja szansy na przemarzniecie, a duża ilość kryjówek zwiększa szanse na przeżycie. przez dwa lata suszy ślimaków było zdecydowanie mniej, w tym roku - plaga. pomarańczowe inwazory nie maja u mnie szans, sekator to najlepszy na nie sposób, skorupowe wywalam daleko, wiem, ze wrócą. sypie granulki z ferramolem, rozbite na drobne kawałki muszle po ostrygach, skorupki jajek. pasożyty to dobry sposób, niestety drogi.
"Ślimaki jak były, tak będą, ale zawsze warto kierować się intuicją i zrobić wszystko, co czujemy, że chcemy, żeby ochronić przyszłe plony"
Święte słowa. :)
U mnie ślimaki mają świetne warunki do życia... poza wydzielonymi strefami uprawnymi, gdzie ich nie toleruję i staram się nie wpuszczać, chociaż w tym roku popełniłem kilka błędów, zmuszających mnie do zachowania większej ostrożności w zbieraniu i dorzucaniu materii organicznej w miejsca uprawne.
Your blog is very useful for me & i like so much...
Thanks for sharing the good information!
starbet casino