Krzątałam się na działce w gorące, czerwcowe popołudnie…
Około 12-letnia dziewczynka przejechała rowerem wzdłuż siatki raz, potem drugi, po czym zatrzymała się przy bramce.
– Przepraszam, czy to pani papierówka? – spytała, wskazując na drzewo.
– Tak – odpowiedziałam.
– Czy mogłabym dostać dwa- trzy jabłka?
– Tak, pewnie, ale jeszcze są zielone…
Podeszłam, zaprosiłam ją do ogrodu i poszukałam kilku jabłek, które spadły. Tak, były jeszcze zielonkawe. Ciepłe od słońca i pachnące. Podałam jej.
– Jak ten czas leci!… – westchnęła, biorąc ode mnie jabłka.
Westchnęła, jak kobieta co najmniej w moim wieku… Czyli ponad dwie dekady starsza. A jednak westchnęła głosem, takim, doświadczonym…
Sądziłam, że to tylko mi ten czas tak leci i ewentualnie dorosłym, z którymi rozmawiam i mają to samo wrażenie. Tymczasem czas ulatuje nawet dzieciakom, jak widać, które już w tym wieku ciężkimi głosami stękają o przemijaniu… Taka przynajmniej była moja percepcja, bo przecież każdy ma swój filtr…
Heh…
Normalnie siadłam, wzięłam dwa zielone jabłka, które wcześniej wydawały mi się jakieś niedojrzałe, a okazały się wcale dobre, i zjadłam je.
Zapach ciepłej od słońca papierówki to zapach szczęścia… Kocham.
Joanna.
0 comment