Ostatnio udało mi się zdobyć (kupić, ba…) 30 kostek siana, co mnie ucieszyło niesamowicie, bo to dla mnie zapewnienie materiału na ściółkę na kolejny cały sezon, czyli na pewno wystarczy do kolejnej jesieni. Zawsze jakoś tak się składało, że przy zakładaniu rabat, właśnie jesienią, w tym czasie, organizowałam materiały na ściółkę. I stąd taki mam cykl: od jesieni, do jesieni.
Tak, jak pisałam w jednym z ostatnich postów o permakulturze, ściółkować zaczęłam dokładnie 3 lata temu – jesienią 2015 roku.
Do tego sprowadziłam sobie chyba z 10 kostek słomy, pisałam o tym między innymi w tym poście Wiosenny bajzel. Tu już szła wiosenna fala ściółkowania, potem w tym samym roku jesienią ogarnęłam znowu słomę, a dopiero w zeszłym roku – 2017, po raz pierwszy siano.
I teraz po raz drugi zorganizowałam sobie siano (to szczęście w oczach…):
Jak widać, wraz z doświadczeniem rośnie liczba organizowanych kostek – początek to po 10, w 2017 było 20, teraz jest 30. Tak, tyle potrzeba, żeby komfortowo przeżyć cały sezon, ściółkując nie tylko warzywnik, ale sypiąc siano na kompostownik, na część kwiatową, ściółkując krzewy, drzewka i ogólnie wszystko, co ma sens (czyli prawie wszystko…).
Jedna kostka to ok. 20 kg (bo dźwignąć jej nie mogłam, takie duże w tym roku…). W sumie mam więc ok 600 kg siana.
Czy każdemu tyle jest potrzebne na taki mały (bądź co bądź, niecałe 300 mkw) ogródek? Nie, na pewno nie. Ale że ja lubię eksperymentować, a także nie jestem pewna, czy i jakie inne materiały uda mi się pozyskać w ciągu roku na ściółkę, to lubię się tak zabezpieczyć i poszaleć z jeszcze grubszym ściółkowaniem (najgorsze to oszczędzać na ściółce…).
Kto zna Ruth Stout? Polecam poczytać albo pooglądać, jak ta Pani ogarnęła ogród „bezobsługowy”, którego podstawą było właśnie wywalanie siana na grządki i sianie nasion jak leci, bez nadmiernej dbałości o to, gdzie padną i czy są dokładnie przykryte ziemią.
Since weed seeds can come up all over your garden without you fooling around planting them, I don’t see why the other things can’t too.
Coś w stylu:
Jeśli chwasty rosną ci w ogrodzie, a ty ich specjalnie nie siejesz, to nie wiem dlaczego inne rośliny by miały nie wyrosnąć.
(źródło: Gardening without work – Ruth Stout, filmik z yt)
Jakoś to działało wszystko. Inspirujące.
– widzę, że w naturze ziemia rzadko albo wcale nie jest nie przykryta, zawsze coś na niej jest, a jak nie ma, to wyrasta – przykrycie gleby jest naturalne, w przeciwieństwie do jej obsesyjnego pielenia;
– ściółka zatrzymuje wilgoć, ogranicza parowanie wody z gleby, a to jest dla mnie ważne, bo z wodą bywa krucho i wtedy muszę bardzo się wysilać, żeby priorytetowe rośliny podlać wodą ze studni, a i tak nie daję rady wszystkich – dzięki ściółce, taki wysiłek to przyjemność, bo jest po prostu sporadyczny i wtedy jest zabawa;
– struktura ściółkowanej cały czas gleby po pewnym czasie zmienia się korzystnie, jest bardziej przepuszczalna (w przeciwieństwie do zbitej, wyschniętej, gołej ziemi, która w czasie suszy wygląda jak popękany beton, z którego szybciej deszcz wyparuje, niż w niego wsiąknie);
– permanentne ściółkowanie wzbogaca życie w glebie – pogrzeb w takiej ziemi, a się przekonasz, że pachnie i żyje po prostu, nierzadko w przeciwieństwie do plewionej grządki;
– nie muszę się martwić o pielenie nadmiernie, czasem coś urwę lub wyrwę, ale przy dobrym rozłożeniu materii, to nie jest po prostu problemem.
– nie mam innego materiału, praktycznie żadnego w tej ilości, dostępnego u siebie, który wystarczyłby na cały ogród;
– siano raczej nie jest pryskane, bo i po co, w przeciwieństwie do słomy, która może być;
– siano jakoś przyjemniej mi się rozkłada, niż słoma, może to kwestia grubości warstwy (bo co roku jakoś grubsza mi wychodzi…);
– nasiona siana nie rozsiały mi się do tej pory, zachwaszczając, a zboże ze słomy rosło w łany (nie jest to wielka wada, bo ścięte łany poszły jako ściółka dalej, ale może być to niepożądane, poza tym rosnące zboże zabiera z ziemi to, co chcę przeznaczyć np. dla warzyw – trochę konkurencja);
– kocham zapach siana i uwielbiam z nim pracować, jest to po prostu czysta przyjemność.
A warzywka rosną i rośliny owocują. Ogród żyje i jest co jeść.
Ściółkujecie?
Czym?
Joanna.
19 komentarzy
I właśnie wiele lat temu spotkałem się z podobną wypowiedzią, która na długo odrzuciła mnie od samego słowa "permakultura". To było coś w rodzaju "rzuć nasiono dyni w trawę i patrz, jak wyrasta". Ten ktoś chyba nie wiedział, jak wygląda trawa z bliska...
Ale przejdźmy do meritum, czyli do ściółkowania. Jakieś jego elementy stosowałem od kilku lat, a świadomie i "permakulturowo" od tego sezonu.
Zmiany w glebie zachodzą szybko, jeśli ziemia nie jest bardzo skażona, czy uboga w mikrofaunę. Nadspodziewanie wyrosły u mnie marchewki, mimo ciężkiej gleby i suszy. Widać, wystarczyło im to, co zrobiłem. A zrobiłem niewiele...
1. Najmniej znam słomę, użyłem jej tylko symbolicznie, ale mógłbym sobie poradzić mając tylko ją do dyspozycji - słoma daje radę.
2. Trawa jest fajna, mało kłopotliwa, łatwo dostępna. Wystarczy skosić miejsca nieuprawiane i rozrzucić ją koło warzyw.
3. Siano omówiłaś szczegółowo, więc tylko wspomnę o grubej warstwie, której użyłem w celu pozbycia się "chwastów". Wydzieloną, niewielką część działki pokryłem warstwą o początkowej grubości prawie jednego metra. Popadał deszcz, wszystko zaczęło gnić, a po około dwóch miesiącach mogłem zgrabić nadmiar, rozgrzebać do ziemi, żeby zrobić grządki i wysiać warzywa. Gnijące siano nie wpłynęło na zdrowie warzyw. Taka ciekawostka.
Jeszcze odnośnie siana. Trawę na siano najlepiej skosić zanim zacznie kwitnąć, ma wówczas największą wartość żywieniową. Dlatego z siana raczej nic nie powinno się u nas wysiać. ;)
4. W grubej warstwie zrębków nie można siać... ale można sadzić. Korzenie wsadzanych roślin muszą jednak móc zagłębić się bezpośrednio w glebę. Kiedy zrębki przerośnie grzybnia i zmagazynują trochę wody, stają się świetnym miejscem dla rozwoju warzyw.
Nie wiem, na ile te pozytywy wystąpią przy cienkiej warstwie, ale myślę, że też nie powinno być źle. Sprawdzę dopiero w przyszłym roku.
5. Niespodzianka - gałęzie. Nie są one materiałem do ściółkowania roślin, lecz świetnie nadają się do osłony ziemi i pozbywania się trawy i innego zielska. Potrzeba tylko naprawdę grubej warstwy i przynajmniej jednego sezonu (chociaż u mnie to były dwa sezony). Po tym czasie gleba wygląda zupełnie jak po zastosowaniu innych materiałów ściółkujących.
"(to szczęście w oczach...)"
Nie dało się nie zauważyć. :D
Z pieleniem już od lat uważam, to była jedna z pierwszych moich lekcji ogrodniczych, że rośliny na gołej z pielenia ziemi gorzej rosną niż te pozostawione w gąszczu innych roślin. Szczególnie sprawdza mi się to przy upałach, wszystko rewelacyjnie dawało sobie radę jeśli tylko ja trzymałam się z daleka od pielenia. Goła ziemia szybko wysycha ciągnąc za sobą rośliny, które w niej są. Pisz pisz :D
Co do Ruth, to nie chodzi o to, że wrzucasz w trawę, gdzie sobie trawa rośnie i ma korzenie, tylko wrzucasz w wiele lat już ściółkowany obszar - czyli rabatę, normalną, regularną rabatę już po tym czasie. Ruth po prostu nasiona rzucała, a cały czas ściółkowała sianem, co znaczy stałe dokładanie materiału. Ale ziemia pod tym sianem jest, co przecież nie dziwi.
Dobrze wiedzieć, co odrzuca ludzi od permakultury :) i ja to rozumiem. Tu nie chodzi o jakąś utopię, o robienie się same z siebie tak totalnie - nie.
Pamiętam, jak też z początków oglądałam jakiś filmik chyba o Masanobu Fukuoka i jego "warzywniku" - to było właśnie wrzucanie nasion w trawę i tam były dynie. Może to jest to, co widziałeś...
pozdrawiam!
To, co mi się przypomniało o rzucaniu nasion w trawę, to musiało być właśnie z Fukuoki. Jakiś fascynat zupełnie bezkrytycznie przedstawił sprawę bez sprawdzenia, jak to działa w rzeczywistości. To było jeszcze w czasach przed erą internetu, na początku lat 90tych. Wówczas dominowało słowo pisane i ciężko było niektóre informacje weryfikować. No i tak mi się skojarzyła permakultura z rzucaniem nasion w trawę... Dlatego potem szukałem rozwiązań gdzie indziej.
Ściółkuję większość moich roślin egzotycznych. Używam liści z drzew (3-4 przyczepki samochodowe każdego roku, mielę gałązki z drzew, wykorzystuję pędy i liście miskantów olbrzymich i chińskich, zbieram od sąsiadów skoszoną trawę, resztki roślin (łęty). To wszystko chroni rośliny zimą przed mrozem, a latem przed wysuszaniem. W tym roku nie wystarczyło: miskanty wyraźnie skurczyły się i przyschły.
Część działki (mam 2 x 400 m) obrabia mój tata. Brak wyraźnego podziału, po prostu on zajmuje się warzywami w określonych miejscach. Dla niego nieskopana ziemia na jesień i brak równych grządek to bałagan. Nie walczę z tym, nie ma to sensu.
I poproszę o radę. Mam sporo nawozu kurzego (od moich kur), wymieszane z sianem właśnie. Wiem, że w sezonie wegetacyjnym trzeba z tego robić gnojówkę i rozcieńczać a na zimę można świeże rzucić na puste grządki. Ale czy można teraz podrzucić tego świeżego pod krzewy i drzewa, tak po trochu? Nie wypali?