Od czasu, kiedy stosuję metody ściółkowania ogrodu, spotykam się z kilkoma powtarzającymi się wątpliwościami. Dzisiaj się z nimi rozprawiam.
1. Ściółka to pleśń.
„Będziesz miała grzyby.”
„Ale tam pewnie jest pleśń…”
„Rośliny przecież zarażą się chorobami grzybowymi.”
Będę miała grzyby?! TAK!
Nie każdy grzyb jest zły. Pleśń w ściółce mi się wcale nie rozwija, co najwyżej w kompostowniku, jeśli są tam jakieś organiczne produkty i odpowiednie warunki. Malutki procent, który znika w odmętach kompostu…
Grzybnia wśród ściółki to wspaniała rzecz. Grzyby wspomagają nasze rośliny, tworzą z nimi fajne związki (patrz: mikoryza). Biały nalot w sianku to nic złego. Grzybki tu i ówdzie to dobry znak, że grzybnia u nas szaleje i to jest DOBRZE.
Przy okazji dodam ciekawy film (jest tłumaczenie polskie) – wystąpienie mykologa Paula Stametsa, gadka TED, 6 ways mushrooms can save the world -> tutaj. Jest więcej takich przekazów, warto zgłębić ten temat.
2. Ziemia się dusi.
„Jak ziemia ma oddychać pod tą ściółką?”
„Ziemia potrzebuje powietrza!”
„Ziemię trzeba przekopać, żeby napowietrzyć.”
Ziemia się pod ściółką nie dusi, no chyba, że ściółkujemy folią. Jeśli ściółkujemy materiałami naturalnymi, to nic się nigdzie nie dusi. Ewentualnie warto czasem napowietrzyć jakimiś widłami lub specjalnymi narzędziami do tego, bo to prawda, że powietrze potrzebne jest glebie również. Po zimie na przykład ziemia może być zbita od tego całego śniegu i lodu (jeśli ktoś ma farta), więc można poluzować lekko. Nie trzeba przekopywać, żeby powietrza dostarczać. Przekopać można nową grządkę, kiedy ją zakładamy, ale nie trzeba już potem takiej, którą budujemy przez nieustanne dokładanie materii organicznej. W ziemi takiej w najlepsze toczy się bogate życie, od gryzoni do najmniejszych żyjątek, które nieustannie powodują tam ruchy i wymiany, dodatkowo rośliny i ich korzenie robią to samo. Tam wszystko żyje, ma swój porządek, piętra, jak w bloku. Nie budujemy piwnic na strychu, a okien dachowych nie umieszczamy w piwnicy. Wtedy budynek runie i trzeba budować od nowa. Podobnie z glebą.
3. Przecież to zgnije!
„A to nie śmierdzi, jak gnije?”
„A to ci nie gnije wszystko?”
Nic mi w ściółce nie gniło, nie gnije i gnić nie będzie, jeśli dostarczam nowej materii regularnie i w ilościach nie tonowych. Gdybym zebrała materię organiczną w kupę i przykryła folią, to wtedy może to zacznie gnić tam sobie przy małym dostępie tlenu. Tu nic masowo nie gnije, co najwyżej – znowu – takie ryzyko jest w kompostowniku, jeśli rzucimy za dużą, zbitą ilość podobnych materiałów organicznych. Pojedyncze owoce czasem na drzewach nawet gniją i nikogo to nie obrusza, ale jak jest ściółka, to zaraz takie skojarzenia. Nie wiadomo, skąd, a może ktoś wie, skąd?
4. Rośliny w tym nie urosną.
„Jak masz ściółkę, to jak siejesz cokolwiek?”
„Przecież rośliny się tam duszą.”
Kiedy mam grubą warstwę ściółki, to bez problemu wsadzam sadzonki. Robię po prostu dziurę i tam wsadzam. Kiedy chcę wysiać nasiona, odgarniam lekko ściółkę, robię rowek w tej części bardziej stałej już (w ziemi), sieję, zakopuję i zostawiam. Kiedy nasionka zaczynają wschodzić, lekko przysuwam ściółkę. Im większe, tym bardziej otulam.
Jedni namiętnie plewią, ja namiętnie otulam.
Jakie jeszcze znacie, macie lub słyszeliście argumenty anty-ściółkowe? Spróbujemy sobie odpowiedzieć.
Joanna.
0 comment
ad.2. Przecież na łąkach nikt nie przekopuje, ani nie rusza ziemi, a ona wcale się "nie dusi". I na zdjęciu dokładnie widać, dlaczego. ;)
ad.3. Można użyć dużej ilości ściółki w celu pozbycia się roślinności pierwotnie w tym miejscu rosnącej. Potem wystarczy niedognity nadmiar po prostu zebrać i można w taką przerośniętą pleśnią glebę siać. Nie zauważyłem żadnych negatywnych skutków dla warzyw.
Z niewymienionych przez Ciebie "argumentów" można dorzucić jeszcze jeden:
- ściółka magazynuje wodę, więc rośliny w niej zgniją.
Tak na logikę, może i coś w tym by było, ale po gradobiciu pokazywałaś, czym się różni Twoja działka od działki sąsiada i jakoś za dużo wody u Ciebie widać nie było. :)
dobrym argumentem za stosowaniem ściółki jest las, gdzie warstwy ściółki zamieniają się w życiodajną próchnicę, gdzie rozkładają się powalone drzewa, ba, umarłe zwierzęta. nic nie śmierdzi (oprócz Phallus impudicus ;P), przeciwnie wszyscy gnają do lasu aby pooddychać świeżym powietrzem :D
O tak, że rośliny zgniją w ściółce... pomarzyć, że aż taki efekt kumulowania wody ma, to naprawdę... Ściółka to nie bagno przecież, tam pod spodem wszystko jest przepuszczalne, jest powietrze i ma gdzie woda wsiąknąć. Przynajmniej u mnie nie ma tyle opadów w ciągu roku, żeby czegoś takiego się bać - może gdzieś w Azji w porach deszczowych ten argument by się jakoś przypasowało?...
Generalnie przyroda jest przystosowana do klimatu, więc chyba w południowej Azji nie ma problemu z nadmiarem wody? Zresztą, tam wszystko tak szybko rośnie, że nie zdążyłoby zgnić. :D
Co oczywiście nie znaczy, iż nie zdarzają się jakieś klęski żywiołowe, których rośliny nie przeżywają...