Papryczki tak na serio ostatni raz miałam w sezonie 2014, czyli 5 lat będzie. Mówiąc na serio mam na myśli, że faktycznie miałam zbiór i mogłam przetworzyć i zasuszyć. W ubiegłych sezonach miałam parę sporadycznych raczej krzaczków, słabo plonujących i posadziłam je albo z prezentu albo… no chyba właśnie tylko z prezentu (w sensie dostałam od kogoś, nie planowałam wcześniej). Suszone mi się pokończyły, więc czas zasiać nowe.
Nasiona dostałam od Kamy i Tomka z Rebel Gardener, którzy w ubiegłym sezonie mieli tych papryczek chyba z kilkadziesiąt gatunków! Odwiedziłam ich i ten widok był niesamowity – taka różnorodność, kolory od czarnych po żółte, przepiękne i takie tajemnicze, bo niby taki mały owoc, a taka za nim potrafi stać moc… Doradzili mi dwa gatunki (chciałam coś ostrego, ale bez przesady): Monkey Face Red i Hot Apple.
Ponieważ nie chciało mi się nawet jeszcze grzebać w altanie za wielodoniczkami, wykorzystałam do siania to, co miałam w domu w pierwszej kolejności, czyli kubeczki po kawach i jogurtach, pojemniki plastikowe po jakichś warzywach – pieczarkach czy innych, pojemnik z twardego papieru po jakimś jedzeniu na wynos.
W pojemniku po jedzeniu na wynos z jednej strony na wacikach umieściłam jeden gatunek, z drugiej drugi. Pomyślałam, że jestem sprytna i łatwo sobie oznaczę, który jest który. Oczywiście, na samym już początku, czymś tam się zajęłam i pomieszały mi się opakowania i teraz nie wiem, który jest który… Typowe.
Nasiona kiełkowały przez kilka dni, myślę, że to było tydzień temu, jak zaczęłam.
Kubeczki podzieliłam na małe i duże. Do małych wysiałam jeden gatunek papryczek, do dużych drugi, żeby już się chociaż w tym nie pomylić… W każdym kubeczku zrobiłam kilka dziurek w dnie za pomocą korkociągu.
Wypełniłam ziemią (warto też od razu podlać tą ziemię), każde już kiełkujące nasionko delikatnie pęsetą przeniosłam do doniczki i przykryłam ziemią. Podlałam.
Doniczki poustawiałam w tych plastikowych pojemnikach, służących za podstawki.
Plastikowe pojemniki-podstawki jeszcze do czegoś po całej akcji się przydadzą. Kubeczki papierowe raczej nie nadadzą się już do ponownego użycia, tak samo pojemnik na jedzenie, chociaż papier jest tak twardy, że go przesuszę i zobaczę, może jeszcze do czegoś się nada.
W ten sposób, bez zakupu specjalnych pojemników czy doniczek, posiać można rośliny na rozsady.
Co już posiane u Was? Jak jeszcze wykorzystujecie kubeczki i inne materiały z odzysku?
Joanna.
13 komentarzy
Siać zacznę pod koniec kwietnia, ponieważ musiałbym za bardzo kombinować, żeby zapewnić odpowiednie warunki cieplno-świetlne roślinom, których sadzonki trzeba zacząć przygotowywać już teraz. Za to będę sprawdzał, co jest w stanie zaowocować wysiewane bezpośrednio do gruntu.
Pozdrawiam :D
a pomidory planujesz? jestem ciekawa, czy pomidor posiany w ziemi nadgoniłby te z sadzonek...
gotowe rozsady też są w porządku, trzeba dostosowywać działania do warunków, nie zawsze sianie z nasion samemu jest możliwe i to jest ok.
no teraz marzec, już zaczyna się wysiewanie na całego, nawet do gruntu, miłego życzę!
Pomidory (i papryki) planuję zasiać, bo też mnie ciekawi, czy dadzą radę nadgonić? Koktailowe pewnie tak, ale chcę sprawdzić te większe. Oczywiście, asekurancko zaopatrzę się również w gotowe sadzonki, jak co roku.
No to jestem ciekawa tych pomidorów bardzo, bo mi to też chodzi po głowie, sadzonkami się nie bawić. Można by zrobić mini szklarenkę takiemu nasionku w glebie np. z butelką 5L i już startować z początkiem maja czy nawet pod koniec kwietnia.
Trzeba pomyśleć. :)
Masz dojście do kartonów? Super. Ja próbowałem być sprytny i kupiłem tekturę falistą do pakowania... ale okazała się być trochę za cienka i trawa spod niej bez problemu wybiła mi jeszcze jesienią. :D