Pogoda nas rozpieszcza, a przynajmniej ja to tak odbieram. Upał i burze. Wilgotno w powietrzu, rośliny nawodnione, w beczkach ciągle jakiś zapas jest. Jest pięknie.
Jak zwykle, zostałam zaskoczona. Zbiorami. To już?
Patrzę, a tu maliny, czerwone porzeczki, wiśnie i czereśnie. Porzeczki czarne i agrest jeszcze potrzebują parę dni. Ale owoce już ruszyły.
Niestety, drzewko wiśniowe w tym roku ma około połowę mniej owoców, niż w ubiegłym. Może przez mszyce. U nas, pod Wrocławiem, nie miałam przymrozku, który wpłynąłby na kwiaty na drzewach. Zebrałam 0,5 kg owoców wiśni z tego drzewka i nastawiłam nalewkę.
Porzeczki czerwone – mam dwa krzaczki – też zwykle wystarczają na jedną nalewkę.
No i muszę przyznać, że z malin też nalewkę nastawiłam – 0,5 kg zebrałam i tak za mało na dżem, za dużo żeby zjeść od razu, a maliny trzeba szybko jeść. Przynajmniej te odmiany, które mam, raczej nie nadają się do przechowywania w lodówce.
No więc mam 3 nalewki nastawione…
Oprócz tego, kilka tygodni temu zrobiłam szampana z bzu czarnego. Też pierwszy raz. Wyszedł bomba. Baldachy bzu pozbierałam w lasach, przy polnych ścieżkach. Wystarczy 15 baldachów na 5 l butelkę.
No i tak mi jakoś to wszystko wyszło do tej pory alkoholowo… 🙂
Liczę na czarne porzeczki, z których chcę zrobić mój ulubiony dżem, ale w tym roku – chyba też dzięki mszycom (a może jednak ten przymrozek?…), porzeczek na krzaczkach jest niewiele. Do tego dojrzewają, jak to one, dość nieregularnie. Nie wiem więc, czy wystarczy na dżem. Ostatnio otworzyłam ostatni słoik tego z ubiegłego roku. Na daktylach i trzymał się cały rok świetnie.
W podobny sposób robiłam dżem czereśniowy.
Cały kuchenny stół mam zawalony suszącymi się ziołami, które mieszam i komponuję z nich różne „herbatki”. W skład wchodzą: 3 rodzaje mięty, cząber, lawenda, melisa, płatki róż. Suszę też oregano, ale jakoś ono mi nie pasuje do herbatek, podczas gdy cząber bardzo.
W ogóle ten czerwiec był pod znakiem róż i ciągle jest. Niektóre przekwitły, ale inne kontynuują, zwłaszcza wielkokwiatowe.
Ciekawa jestem, co u Was? Czy też Wam tak ten czas leci i ogród zaskakuje?
Joanna.
0 comment
Pozdrawiam :)
Nie wszystkich tak pogoda rozpieszcza. O ile u mnie jest ciepło, nawet bardzo, to wilgoć pojawia się wyłącznie rano na trawie. Co jakiś czas przechodzą deszcze, nawet burze, ale gdzieś koło mnie. Generalnie jest sucho i przez to rośliny, które w maju zostały przytopione, teraz nie mogą się rozwijać ze względu na niedobór wody. Oczywiście podlewam, lecz to nie to samo... Potencjał rośliny mają, ale potrzeba porządnego dżdżu.
Owoców jest dużo mniej ze względu na deszczową pogodę, kiedy kwitły.
Pomidory samokończące chyba można wysiewać bezpośrednio. Z papryką tak dobrze nie ma. Ogórki z nasion wyglądają znacznie lepiej od tych wysadzonych. Chyba lubią pełne słońce?
Zaskoczyły mnie tylko biedronki. Nawet nie to, że ilością gatunków, co szybkością działania. Zostały mi mszyce chyba tylko na wrotyczu i paru pojedynczych roślinach. Bestie! :)
Najbardziej w tym roku zaskoczyły mnie tygrzyki. Niedawno pojawiło się całe ich mrowie i to w momencie, kiedy chciałem drugi raz skosić trawę w części uprawnej. Są malutkie, część pewnie nie zdoła urosnąć, ale mam nadzieję, iż uda mi się zobaczyć gniazdo z maleńkimi pajączkami pod koniec lata.
Zauważyłem też dziś u siebie liska. I bardzo dobrze, bo mam jakiegoś natrętnego gryzonia podkopującego mi jaśka od kilku dni. Widzę, że trochę nie lubi gnojówki z czarnego bzu, ale kawałek dalej bez krępacji kontynuuje dzieło zniszczenia...
Pozdrawiam słonecznie! :)