Tę jesień spędzam dość intensywnie w ogrodzie, bo przekształcam trochę część warzywną. Jesień to najlepszy czas na zakładanie nowych rabat i ulepszanie istniejących.
To też super czas na nowe nasadzenia. To wszystko u mnie teraz.
Chcę w tym miejscu przypomnieć, że właśnie teraz najlepiej tworzyć rabaty warstwowe, które do wiosny ładnie zaczną już pracować. Pisałam o tym m.in. tutaj, tutaj i tutaj.
Można też bawić się kształtami. W moim przypadku postanowiłam wypróbować rabaty na kształt dziurki od klucza, znane pod nazwą keyhole. Jest kilka sposobów robienia tych rabat, a każdy dostosuje je do swoich potrzeb. Można zrobić je w formie wyniesionej, można w płaskiej. Chodzi o to, żeby dojście do grządki było z tej dziurki od klucza, czyli tworzymy krótki korytarz, naokoło którego mamy nasadzenia. Można też stworzyć większą powierzchnię, gdzie w środku będzie miejsce na kompost i/albo worm tower – czyli wkopana rura z dziurkami, do której będziemy wrzucać odpadki kuchenne. Rozkładały będą się powoli z pomocą różnych żyjątek i taki kompost będzie natychmiast wzbogacał naszą rabatę, stworzoną wokół tej „dziurki od klucza”. Można też po prostu stworzyć ścieżki na kształt dziurek od klucza i można je z sobą łączyć. Zależy tutaj wszystko od ułożenia naszego ogrodu i od naszego celu. W każdym przypadku należy pamiętać, żeby zapewnić sobie wygodny dostęp do całej powierzchni rabaty najlepiej tak, aby już nie deptać części uprawnej. Bardzo polecam wpisać w internet hasło ”keyhole garden” i od razu pojawiają się ładne obrazki i zdjęcia, wyjaśniające zasadę działania. Można się inspirować.
Ja się zainspirowałam i stworzyłam właśnie ścieżki na wzór keyhole. Od dawna marzą mi się worm towers, może w przyszłym sezonie się uda? W połączeniu z poszerzeniem części na krzewy owocowe, w mojej części warzywnej udało się zmieścić 4 grządki keyhole. Będę chciała to narysować z góry i może wtedy dodam do tego posta, żeby było jasne, jak to wygląda, bo zdjęcia mogą nie oddawać zwłaszcza, że jeszcze jest to mały plac boju.
Wymierzyłam tak, żeby od ścieżki mieć dostęp na 60 cm w głąb rabaty. Mam więc dostęp albo z dwóch stron albo z jednej. Jeśli z dwóch – rabata ma szerokość maksymalnie 120 cm. Jeśli z jednej – 60 cm.
Przy odpowiednim zaplanowaniu ogrodu, grządki keyhole pozwalają na optymalizację powierzchni ścieżek w ogrodzie i pomagają w nie deptaniu części uprawnej. Taki jest właśnie mój cel, żeby już naprawdę nie deptać. Do tej pory, mimo wytyczenia prawie optymalnych ścieżek (czasem ciut za szerokich), zdarzało mi się skakać po ciepłym w lecie sianku między warzywami. Przyjemność wielka, ale ziemia wtedy robi się twardsza, zgniatamy ją, będzie mniej przepuszczalna. Jeśli nie będziemy deptać, będzie w niej więcej powietrza, będzie lepiej chłonąć deszcz i jeśli przypadkiem zdarzy się nam nadepnąć na taki kawałek nie deptanej ziemi, stopa może się nam przyjemnie zapaść :). Taka właśnie fajna ta gleba wtedy jest.
Dodatkowo planuję dosadzić kilka krzewów czarnej porzeczki, przy czym ponieważ mam w ogrodzie odmiany raczej wczesne, chcę dosadzić późniejszych, żeby owocowanie było dłuższe. Chcę też jeszcze zmieścić 1-2 karłowe drzewka owocowe, pewnie jabłka. Do tego 1-2 karagany syberyjskie, które szybko rosną i ich gałęzie będą materiałem na ściółkę. Należą też do rodziny bobowatych, jak np. fasola, pobierając azot z powietrza, wzbogacają glebę. Są też miododajne i z tego, co wiem, strąki są jadalne. Mam więc zamiar poeksperymentować z tą właśnie rośliną.
Drzewka i krzewy będę grupować. Do nich dosadzać inne rośliny, tworząc powoli gildie – czyli tak, żeby wspierały się wzajemnie. Jedną grupę sadzę w środku części warzywnej, jakby dzieląc ją na pół, żeby zyskać odrobinę cienia dla warzyw – u mnie słońce w lecie pali niesamowicie cały dzień i jest po prostu za gorąco. Sałaty od razu idą w kwiat i inne rośliny zresztą też. Mam doświadczenie z sałatami w cieniu jabłonki i były wspaniałe. Dlatego akurat w moim przypadku chcę trochę zacienić kawałek części warzywnej.
Na nowo wytyczone rabaty wrzuciłam obornik koński, lekko go wmieszałam i wyściółkowałam całość sianem.
Podczas prac, odkryłam wieeeeele jaj ślimaków i zostawiłam je przy poidle dla ptaków – może się skuszą? Ślimaki składają jaja pod kostkami słomy, pod grubszą ściółką albo po prostu gdzieś w ściółce, pod deskami – wszystko w ziemi i czasem dość głęboko. Ponieważ ich jaja wysychają dość szybko na słońcu, wiosną (albo teraz?) warto na parę godzin odgarnąć wierzchnią warstwę ściółki tak, żeby słońce doszło – wtedy możemy pozbyć się na pewno części naszych niedoszłych przyjaciół.
Ciekawostka, w wikipedii czytam, że jest coś takiego jak pochodzący z kuchni francuskiej kawior ślimaczy. Znaczy je się jaja ślimaków, chodzi o te lądowe, ale ciekawe czy chodzi też o pomrowy… w każdym razie kolejna potencjalna funkcja – jadalne :). Może ktoś ma doświadczenie?
No to by było na tyle na razie.
Jeszcze kilka tygodni i mój plan będzie skończony albo dokańczany wiosną. Wszystkie warzywa już zebrane. Najważniejsze prace ziemne już zrobione, zostało przesadzanie i dosadzanie. Czosnek już w ziemi :).
Co tam u Was?
Joanna.
12 komentarzy
Fajnie robisz z wzbogaceniem gleby przez sianie roślin i powoli idziesz sobie z planem do przodu. Biedne tuje :P hehe
Pozdrawiam i dziękuję za miły komentarz!
Żeby było weselej mam nad głowa teściowa ,,co wie lepiej,,. Uśmiecham się na samą myśl, gdybym jej takie plan grządek przedstawiła ;)))
Za to zaintrygowałaś mnie karaganą. Kibicuję temu eksperymentowi! :)
Odnośnie dziwnego jedzenia, to mam własną mini teorię, z której by wynikało, iż biedne narody szukają pożywienia gdzie się da. W naszej kuchni z bezkręgowców jadano chyba tylko raki i to raczej w bogatych domach.
Odnośnie samego "ślimaczego kawioru", to podsumuję to krótko - jajko, to jajko - trochę białka i substancji odżywczych dla rozwijającego się zarodka, więc trujące to raczej nie jest. Sam nie będę jednak sprawdzał. :P
U mnie jeszcze sporo warzyw w ziemi i będę część z nich trzymał tak długo, jak się da. Czosnek mam przygotowany, ale jeszcze myślę nad miejscem, gdyż ostatnio źle wybrałem i część roślin nieoczekiwanie zgniła. Przymierzałem się do cebuli ozimej, lecz raczej ją sobie w tym roku odpuszczę - nie mam przygotowanego miejsca, a i czasu brakuje, żeby wszystko ogarnąć.
Powodzenia w nowym eksperymencie! :)