Ostatnio wspominałam, że w tym roku trochę zmieniam część warzywną ogrodu – zasadziłam tam 4 drzewka owocowe (tutaj). Pisałam również o gildiach roślinnych wieloletnich (tutaj). Jeśli o nich nie słyszeliście, to polecam przeczytać ten post, gdyż będę tutaj odnosić się do pojęcia gildii często.
Powoli, zamiast tradycyjnego (lub mniej tradycyjnego w moim przypadku) warzywnika, idę więc w stronę niewielkiego ogrodu leśnego.
Ogród leśny w permakulturze to taki ogród, który jest nastawiony na plon, mocno wydajny, który przypomina w swoim pokroju las. Mamy tam więc drzewa, krzewy, byliny, rośliny zadarniające, pnącza. Projektujemy go tak, żeby rośliny wzajemnie się wspierały i z czasem zapełniły całą powierzchnię. Im dłużej, tym mniej obsługi będzie wymagał taki ogród.
Ja buduję taki leśny ogród przez rozbudowę i stopniowe łączenie sąsiadujących ze sobą gildii z drzewkiem owocowym.
Mam 4 nowe drzewka owocowe, każde z nich posadziłam mniej więcej w centrum każdej z rabat typu keyhole (było o nich tutaj). Pierwsze drzewko sąsiaduje z już zadomowionymi krzewami porzeczki czarnej i jeżyną. Przy drugim na razie nie ma krzewów, ale porzeczki czarne i agrest rosną ok. 1-2 metry dalej, przy siatce (mój ogród jest bardzo mały, stąd 2 metry odległości to już sporo :)). Trzecie na razie rośnie wśród czosnku ozimego, a sąsiadami z dwóch stron są czarne porzeczki i niewielka śliwa (czyli już osobne dwie gildie). Czwarte rośnie po drugiej stronie dużych już krzewów porzeczki czarnej, a znowu 2 metr dzielą je od poletka malin. Maliny z kolei sąsiadują ze starą gruszą, i tak dalej…
Ze względu na niedużą powierzchnię działki, wszystko już zaczęło się łączyć, a ja pracuję nad stopniowym wypełnianiem luk. Czym je zapełniam? W tym sezonie wciąż mam warzywa, takie jak dynie, cukinie, pomidory, fasole, wspomniany czosnek itp. Mam również sporo ziół oraz wielofunkcyjne byliny, takie jak żywokost czy pokrzywa. W sąsiedztwie owocowych drzew i krzewów, zasadziłam karaganę syberyjską jako roślinę wspomagającą. Na niektórych ścieżkach wysiałam koniczynę. Zadarniają również truskawki czy mięty. Pojawiają się też przypadkowe rośliny, np. babka lancetowata, bluszczyk kurdybanek, krwawnik czy bodziszki. Większość z nich zostawiam, pozbywając się tylko trawy.
Ogród powoli się zagęszcza, a ja spokojnie pracuję nad tą transformacją z warzywnika w ogród leśny. Moim celem jest mieć obfitość owoców, ale również dosadzać w niektórych miejscach warzywa, np. czosnek, cebule, fasole, groch. Wsadzać pomidory czy wysiewać dyniowate w wolnych miejscach. Czyli te warzywa, które i tak były moimi ulubionymi i które najczęściej uprawiałam. Nie będzie równych grządek (zresztą rzadko coś jest u mnie równe…), a nasadzenia grupowe, w wolnych przestrzeniach.
Taka organizacja docelowo zwiększy również bioróżnorodność. Myślę, że przy większej i bujniejszej ilości różnych roślin, sąsiadujących ze sobą, z czasem i fauna stanie się bogatsza i bardziej zbalansowana. Za tym idzie większa siła roślin i wraz z tym mniejsza ich podatność na choroby. Rośliny będą wymieszane, a przez to niektóre szkodniki zmylone (np. jak mamy rabatę z samą marchewką, jej zapach szybko przyciąga połyśnicę marchwiankę, stąd stosuje się nasadzenia z cebulą, żeby zmylić przeciwnika :)). No i na końcu, ja będę miała mniej pracy :).
Co o tym myślicie? Czy macie jakieś doświadczenie z ogrodem leśnym?
11 komentarzy