Pierwszą całą książką, którą przeczytałam o permakulturze była właśnie ta: „Permakultura Seppa Holzera. Praktyczne zastosowanie w ogrodnictwie, sadownictwie i rolnictwie”. Pochodzi z niej mój ulubiony cytat, który już przytaczałam parę razy:
Trudno to przyjąć do wiadomości wieeeelu osobom… Trudno zrozumieć, że natura wie lepiej, a człowiek jest na ziemi raczej gościem przy stole, niż gospodarzem przyjęcia. Wydaję się niektórym, że człowiek mądrzejszy i lepiej zarządzi, poprawi przyrodę… tak… Otóż, nie.
Ponad 40 lat ogrodnictwa i jak to się zaczęło – od własnego kawałka ziemi, którą zaczął w alternatywny sposób uprawiać 19-letni Holzer. Ten człowiek jest bardzo odważny, myślę, żeby przeciwstawić się systemowi i urzędnikom. Doświadczenia w tym temacie opisuje ponoć w swojej pierwszej książce „Rolniczy buntownik”, której jeszcze nie czytałam. Będę bardzo dużo cytowała tutaj, bo nie umiem lepiej ująć w słowa tego, co Holzer pisze. Tak trafnie ujmuje wiele spraw, z którymi się zgadzam… Bo jego książka jest nie tylko o sposobach uprawiania ziemi w duchu permakultury, czyli gdzie nie przekopać, co przykryć, jak zasadzić, ale też – a może głównie – o permakulturowym, często alternatywnym, podejściu do życia, jego obserwacjach i wnioskach. Sami zresztą czytajcie…
Zdaje się, że wielu ludzi utraciło zdolność samodzielnego myślenia i świadomość odpowiedzialności wobec współczesnego i przyszłego świata. Skutkiem tego jest brak szacunku do natury i bliźnich, Dziesiątki tysięcy hektarów buszu i lasów deszczowych razem ze wszystkimi żyjącymi w nich istotami wypala się tylko po to, by ludzie mogli zająć się rolnictwem monokulturowym. Grupa ludzi czerpie korzyści kosztem tych warstw społecznych, które często nie wiedzą, skąd brać żywność. (…) prawo dotyczy jedynie silniejszych, i to na terenach, na których głód właściwie nie powinien istnieć, ponieważ gleba jest żyzna, a klimat tak korzystny, że wszyscy mogliby mieć nadmiar żywności.
Wielu Europejczyków uważa, że nam się to nie przytrafi, a przecież już w tym kierunku zmierzamy! Większość dochodów z małych gospodarstw rolnych to jedynie zarobek dodatkowy, ponieważ rolnicy nie wiedzą, jak utrzymać się ze swojej pracy. Nikt nie odważył się pójść własną drogą i poszukać alternatywnych sposobów gospodarowania. Zamiast tego wiele osób dopasowuje swoje majątki do programów wsparcia lub stawia na ilość zamiast na jakość. (…) Głównym problemem jest to, że rolnicy, zajmując się monokulturą, stosują przy tym dużo chemii. (s. 10-11)
Proszę Państwa, monokulturowe rolnictwo musi się posiłkować chemią, bo jest po prostu nienaturalne… Gdzie w naturze ziemniaki rosną w jednym miejscu, skupione jeden obok drugiego, równo… gdzie w naturze marchewka rośnie na gołej ziemi, bez chwastów, oplewiona niczym wydepilowane nogi… kto w naturze łazi po łąkach i przycina jabłonie… no kto. Kto w naturze opitala ziemię z „chwastów” tak, żeby inne rośliny mogły się rozwijać. Ziemia wie chyba lepiej, co ma na niej rosnąć i co jest najkorzystniejsze, radziła sobie tym sposobem miliony lat przed nami, to i poradzi sobie teraz.
Spróbujcie zostawić kawałek ziemi w swoim ogrodzie, takiej gołej, po jakichś warzywach czy kwiatach. Zostawcie, a obserwujcie… Możecie coś tak posiać i zobaczcie, jak sobie radzi. Po pierwsze i bez niespodzianki – coś na tym kawałku urośnie, bo – uwaga – ziemia z natury nie jest goła… Więc jak wyrywamy namiętnie wszytko, co nie jest marchewką lub pietruszką, to robimy coś, co jest sprzeczne z prawem, że je tak nazwę, naturalnym. Ktoś mi zaraz powie, że na ten przykład człowiek jest istotą gołą, tak się urodził, to czemu się ubieram… I tak dalej, i tak dalej… I tak możemy sobie dyskutować, ale mi się zaczyna już to nudzić, więc myślę, że każdy niech robi po swojemu, ze swoim sumieniem i zgodnie z fazą myślenia, na której teraz się znajduje. A ja zachęcam Cię do , na kawałku ziemi… albo idź na spacer i obserwuj łąki, lasy. Daj naturze podziałać, z szacunkiem, dystansem i cierpliwością.
Ale zbaczam z tematu, więc wracamy do samej książki. Bo znajdziecie w niej również wiele praktycznych porad, bardzo przydatnych, do zastosowania od zaraz. Książka opisuje, co następuje: Kształtowanie terenu (zakładanie permakultury, tarasy i drogi, zagony, pagórki, woda), Rolnictwo alternatywne (gleba, nawóz, stare odmiany roślin, wskazówki do upraw, alternatywna hodowla zwierząt – świnie, bydło, ptaki), Uprawa owoców i sady (metody, odmiany, rozmnażanie, sprzedaż), Uprawa grzybów (na drewnie, na słomie), Ogrody (wreszcie! przydomowe, nawożenie naturalne, tzw. szkodniki, ogrody miejskie, lista roślin). Na koniec poczytamy o różnych projektach permakutlurowych – przykłady dla dodania nam odwagi :).
Bardzo fajny jest rozdział o (s. 106) i tak różny pogląd Holzera od tego, co ogólnie przyjęte na temat nasion. Na podstawie jego doświadczenia, najlepsze jakościowo są nasiona od roślin rosnących czy uprawianych na najgorszych ziemiach, w ekstremalnych warunkach, bez pomocy człowieka. Według niego mają one pozytywną energię i szybko się rozwijają, powstaną z nich rośliny silne i odporne. Holzer przeciwny jest też GMO, bo taka ingerencja jest „gwałtem na naturze” i skutków tych działań nie poznamy jeszcze przez długi czas.
Kto traktuje przyrodę i Stworzenie z szacunkiem i empatią, ten z pewnością otrzyma to samo.
– pisze. A dalej:
Różnorodność odmian na Krameterhofie jest dla mnie swego rodzaju żyjącym bankiem genów. Podczas wycieczek pozwalamy gościom naszego gospodarstwa zbierać niewielkie ilości nasion na własny użytek. (s. 107)
Czy ktoś słyszał o czy ? O tych zapomnianych odmianach dowiemy się tutaj więcej. W ogóle przez całą książkę przewija się temat starych odmian. Bardzo też fajny jest rozdział o i cała lista roślin, które można w tym celu wykorzystać (s. 97). Dla mnie inspiracją do „walki” z nornicami jest rozdział o pomocnikach w ogrodzie. Mój ogród w zeszłym sezonie został prawie dosłownie zeżarty przez nornice, wszędzie dziury – marchewka, buraki, ziemniaki – zapomnij. Kwiaty poznikały, tulipanów dużo nie wzeszło, lilii ani koron cesarskich. Lista jest długa. W lecie widziałam charakterystyczne dziury w różnych obszarach okolicznych, łąkach czy polach i wydaje mi się, że te gryzonie rozmnożyły się na potęgę z jakiegoś powodu, braku równowagi w którymś miejscu łańcucha…
Próbowałam je odstraszać dźwiękami czy czosnkiem, gnojówkami – bezskutecznie. W tym sezonie postawię na dwie rzeczy:
– zaproszenie naturalnych wrogów do ogrodu (kotów)
– zaserwowanie ulubionych smakołyków w celu odwrócenia uwagi.
Holzer poleca , na naszym ostatnim spotkaniu permakulturowym ktoś też doradził mi właśnie topinambur – nornie ponoć skupiły się na zżeraniu go, a resztę zostawiły w spokoju. Z jednej strony to inwazyjna roślina, z drugiej – nornice pomogą utrzymać ją w ryzach. Bulwy już zakupione 🙂 będę wsadzać.
Nie tylko zwierzęta, ale i rośliny mają naturalnych przeciwników. Pomagają sobie wzajemnie i pomagają regulować ekosystem, współżyjąc w środowisku dla wzajemnych korzyści i utrzymują balans. Dlatego tak ważna jest bioróżnorodność…
Książkę pochłonęłam podczas dwutygodniowych wakacji w październiku ubiegłego roku i ciągle do niej wracam. Moje podejście jest takie, że każda taka książka czy informacja o permakulturze zawiera dużo inspiracji, mądrości, doświadczeń innych i z tego każdy wyciąga sobie to, z czym się zgadza i co chce zastosować, co z nim rezonuje…W zależności od warunków – czy to ogród, czy pola i lasy, czy nawet balkon – wybierzecie sobie sposoby, które chcecie wcielić w życie. I nie ma tutaj złych rozwiązań. Jest co prawda kilka podstawowych zasad, jak np. nie stosowanie chemii, ale jedne metody sprawdzą się u jednych, inne u innych, w zależności od klimatu, położenia, charakteru uprawy. I dzielimy się nimi, inspirujemy i może coś od siebie podpatrzymy, na co ktoś wpadł i zadziałało dobrze.
Marzę, żeby odwiedzić ogrody Holzera Austrii. 45 hektarów różnorodnych upraw na wysokości 1000 do 1500 m. Musi tam być pięknie… był ktoś? Może się podzielić wrażeniami? A jak Wam się podoba książka?
Joanna.
0 comment