Kilkanaście lat temu znane nam były kiełki głównie w postaci rzeżuchy na stole wielkanocnym. Watę układało się w naczyniu, sypało nasiona i podlewało wodą, by po kilku dniach mieć piękną, aczkolwiek nieco śmierdzącą, ozdobę świątecznego stołu.
Dzisiaj różnego rodzaju kiełki – rzodkiewki, słonecznika, fasoli, soczewicy, grochu, sezamu, brokułów, pszenicy, owsa i jeszcze wielu innych (w tym rzeżuchy również) – znajdziemy w sklepowych lodówkach, w plastikowych pudełeczkach, gotowe do spożycia. Jeśli nie chcemy przepłacać, możemy wybrać metodę bardziej czasochłonną, ale na pewno zdrowszą i bardziej satysfakcjonującą od zakupu gotowego produktu – wyhodować sobie kiełki w domu.
W nasionach każdej rośliny znajdują się między innymi składniki pokarmowe potrzebne do jej wykiełkowania – taka paczka na start. Wraz z rozpoczęciem kiełkowania, ta paczka otwiera się i najlepsze substancje są aktywowane. Kiełki zawierają wiele witamin, w tym A, B, C, D i E, oraz minerałów – cynku, magnezu, selenu, żelaza, wapnia, potasu, jodu i innych. Znajdziemy w nich też nienasycone kwasy tłuszczowe, białko i błonnik oraz cenne enzymy trawienne. Witaminy i inne składniki odżywcze będą miały różne proporcje w zależności od tego, o kiełkach jakiej rośliny mówimy. Zawsze jednak dostarczane w tej postaci, będą dobrze przyswajane, a dodatkowo niskokaloryczne.
Jeśli decydujemy się na kiełkowanie w domu, możemy to zrobić za pomocą dostępnych już materiałów – czyli np. pojemnika/słoika i waty czy ligniny. Możemy też zainwestować w naczynie do kiełkowania, tzw. kiełkownicę. Koszt kilkudziesięciu złotych to inwestycja na lata i jeśli będziemy z kiełkownicy korzystać regularnie, z pewnością w niedługim czasie się zwróci.
Kiełki mamy pod ręką o każdej porze dnia i nocy, kiedy nam są potrzebne. Nie musimy biegać do sklepu i być zależnymi od jego asortymentu.
Kiełkując w domu, wiemy, co jemy. Mamy pewność, że nasze kiełki nie są niczym pryskane ani w niczym dodatkowo myte. Dobrze przy tym zwrócić uwagę na wybór nasion – kupujmy te, które są przeznaczone do spożycia i pochodzą z pewnego źródła. Nasiona przygotowane do wysiewu często są zaprawiane chemicznie. Możemy też używać nasion ze swojego ogrodu.
Dodatkowo, nie kupując w sklepie, nie produkujemy śmieci w postaci plastikowych opakowań.
Hodować kiełki można cały okrągły rok. Najczęściej nachodzi nas na to ochota w zimie, kiedy brakuje świeżych warzyw w ogrodach, ale ten wspaniały dodatek można stosować do dań o każdej porze roku.
Kiełki niektórych roślin zjemy już po 2 dniach od wysiania. Szybkość kiełkowania roślin w cieple i wilgoci może nas często pozytywnie zaskoczyć. Więc wystarczy wysypać, podlać i przygotować się na konsumpcję!
Wybieramy nasiona przeznaczone do kiełkowania, najzdrowsze to te z upraw ekologicznych lub własnych. Kierujemy się smakiem – weźmy te, które lubimy w pierwszej kolejności, a niekonieczne te, które ktoś polecał lub są akurat modne. Może się okazać, że niechciane, wylądują w śmietniku, a nie o to nam chodzi.
Czy to naczynie z wyścieloną ligniną, czy słoik i czy w końcu specjalna kiełkownica – upewniamy się, że jest czyste. Jeśli było już używane, dobrze jest przemyć je octem winnym. Upewniamy się też, że mamy miejsce o temperaturze około 20 stopni i wyżej oraz dobrze nasłonecznione. Musi to być też miejsce, które codziennie mijamy tak, żebyśmy nie zapomnieli o naszej hodowli.
Pożądaną ilość nasion najpierw płuczemy (w celu pozbycie się ewentualnego kurzu, ziemi, zanieczyszczeń), po czym wysypujemy do pojemnika i podlewamy wodą. W kiełkownicy woda przeleje się przez nasiona do pojemnika pod spodem, pozostawiając nasiona wilgotne. W przypadku użycia innego naczynia, upewniamy się, że są otwory w dnie lub że nadmiar wody odlejemy. Możemy nasiona też spryskać z góry. Ważne, żeby nasiona nie stały cały czas zanurzone w wodzie, bo mogą nam po prostu zgnić.
Po kilku godzinach do około jednego dnia zauważymy pęcznienie nasion. To znak, że wchłonęły wodę i proces kiełkowania się rozpoczął. Kontrolujemy wilgotność, w razie potrzeby nawadniając.
Po napęcznieniu nasion, w zależności od rośliny, możemy czekać od jednego do kilkunastu dni na ich wykiełkowanie, przy czym kluczem jest utrzymanie odpowiedniej wilgotności. Codziennie sprawdzamy nasze naczynie, najlepiej rano i wieczorem, i w razie potrzeby podlewamy. Obserwujemy, jak nasza hodowla powoli się zazielenia.
Gotowe kiełki to te od 1-2 cm do kilku cm wysokości, w zależności od odmiany. Konsumujemy od razu na surowo lub dodajemy do innych potraw. Smacznego!
Joanna.
Artykuł ukazał się też w numerze 15 internetowego Magazynu Kocioł https://issuu.com/dmk-kociol/docs/kociol_15_2017
0 comment
Dzięki za poradę :)
Ogólnie kiełkowanie jest super, polecam.
Edyta
Na tą chwilę możesz użyć wyszukiwarki i wpisać np. kiełki, to Ci wyskoczy ten artykuł. Może spróbuj też w swojej wyszukiwarce dodać do ulubionych stronę z tym postem. pozdrawiam! :)
Edyta