Ostatnio pisałam o tym pospolitym „chwaście”, który u mnie w ogrodzie pojawia się dosłownie wszędzie – mierznicy czarnej. Pisałam, dlaczego warto jej nie wyrywać. A teraz właśnie będę ją suszyć, aby zrobić w końcu użytek z tego, co mi ogród pod nos podsuwa.
Suszenie mierznicy jest bardzo proste.
Najpierw ścinam kwitnące wierzchołki pędów. Żal trochę można poczuć, bo sporo owadów do nich przylatuje, więc nie ogołacam całej rośliny. A mierznicy mam też bardzo dużo i w kilku miejscach, więc dla każdego wystarczy.
Wysypuję na blat w altanie i tam będę suszyć, ponieważ powinno być to ciemne miejsce i takie jest.
Co jakiś czas można przerzucić, żeby się upewnić, że się dobrze suszy. Miejsce nie powinno być wilgotne i ciemne, jak np. piwnica, ale raczej ciepłe, suche i przewiewne.
Taki rozdrobniony susz będzie gotowy na herbatkę.
Tymczasem, pewnie można i na świeżo sobie zalewać?
Joanna.
0 comment