Na działce było takie miejsce, służące do palenia, które można nazwać ogniskiem. Jest to niewielki kwadrat ziemi, otoczony z trzech stron krawężnikami, z przymocowaną nad nimi kratką. Niepozorne, ale bardzo funkcjonalne.
Na działkach nie można ogólnie palić ogniska, ale można robić grilla. Mam grilla, który jest dość spory i świetnie się sprawdza, gdy jest więcej osób, co najmniej dwie. Ale pomyślałam, że gdy jestem sama, mogę skorzystać z tego mini-ogniska z kratką, pod który podłoże parę gałęzi i wystarczy – mogę sobie podgrzać coś albo ugrillować jakąś cukinię. Nawet wodę zagotować właściwie, tak na ogniu, jak za dawnych czasów…
Zabrałam się więc za reaktywację tego zapomnianego już miejsca.
Tak wyglądało to przed – nic nie widać. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że po prawej stronie, gdzie mam zrębki i jakieś suche badyle, jest zagrożenie dla ognia. Zanim zapalę cokolwiek tam, to przesunę lub usunę tą stertę.
Co muszę zrobić: wyciąć trawy dookoła i wyrwać te rośliny, które wyrosły w środku. Mam tam trawę i, oczywiście, mierznicę (moją ulubioną…).
Wyrywam, czyszczę wokoło…
Odkrywam, że na dnie jest jeszcze sporo fajnego popiołu. Wybieram go.
Do jednego wiadra odkładam wyrwane rośliny, do drugiego popiół – i już mam ściółkę. Użyłam jej potem to wyściółkowania wokół fasolki karłowej.
No i tak wygląda efekt.
A że ostatnio dostałam trochę kamieni i lubię je bardzo, finalnie wygląda to tak.
A w jeden ciepły, wrześniowy dzień pierwszy raz z ogniska skorzystałam:
Joanna.
0 comment
Łukasz.
Łukasz