W permakulturze jest zasada, że nie depcze się ziemi lub stara się deptać jak najmniej. Taka zasada jest też poza permakulturą, gdzie po prostu wytycza się grządki i stara po nich nie deptać, żeby nie ubijać ziemi. Właściwie w większości źródeł znajdzie się chyba informacja, że się nie depcze i dlatego wytycza się ścieżki. Jak to jest?
Prawie cały ogród mam w ścieżkach – między rabatami z kwiatami i w warzywniku. Na kwiatowej, wiadomo, żeby kwiatów nie deptać i nie zniszczyć. W warzywniku podobnie, wiadomo, że nie chcemy podeptać sałaty czy marchewki. Ale mówi się też o nie-ubijaniu ziemi, o nie deptaniu po glebie, bo to ją zbija i ubija. I takie informacje mam też z permakulturowych źródeł.
W zeszłym roku na części warzywnika nie miałam ścieżek, tylko latałam sobie boso pomiędzy cukiniami, porzeczkami, fasolą… Myślałam sobie, że nie wpłynę tak bardzo na ubijanie ziemi, bo nie chadzam ciągle tymi samymi ścieżkami, a prawie co chwilę innymi. Poza tym nie ważę aż tak dużo no i mam dwie stopy, pomiędzy którymi ciężar się zawsze rozkłada. A po trzecie, w naturze zwierzęta przecież też depczą, gdzie chcą i nic się nie dzieje…
W tym roku jakoś mi przyszło do głowy, że zrobię jednak tą ścieżkę, żeby warzywnika nie deptać – tej ostatniej, bezścieżkowej części. Poza tym spodobał mi się kształt koła, bo ze dwa lata temu już posadziłam na środku 3 porzeczki w kręgu. I teraz wokół tego kręgu postanowiłam wytyczyć ścieżkę, tym samym ze wszystkich pozostałych będę miała dostęp do tego, co tam będzie rosło.
Tak to wygląda:
Na pewno trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników: jak często będziemy chodzić (czy dwa razy w tygodniu z konewką czy raz na miesiąc tylko albo w czasie zbiorów na przykład), ile osób chodzi, czy ta ścieżka jest przelotowa tak, że przechodzimy nią w inne miejsca i nawet przejeżdżamy np. taczką (jak np. u mnie ta wiodąca środkiem działki) i tak dalej. Jeśli faktycznie teren będzie mocno ubijany, to ścieżka sama aż się prosi.
Po drugie, najlepiej sprawdzić, jak nam jest najwygodniej. Czasem mieć ścieżkę np. z deski drewnianej jest po prostu łatwiej, bo lepiej się chodzi i „chwasty” nie rosną. Czasem jednak może nam być wygodniej przebiec po ściółce z miękkiego siana, niż zabierać – bądź co bądź – sporo powierzchni tylko po to, żeby móc dostać się do upraw (którym sami ścieżkami wyrywamy powierzchnię). Jeśli bym tak dodała powierzchnie wszystkich ścieżek z mojego warzywnika, to wyszedłby mi spory kawałek… Nie żałuję go, bo i tak mi wystarczy tyle, ile mam i jestem w stanie ogarnąć. Ale może ktoś wolałby posadzić dodatkowych 10 krzaczków pomidorów?
Po trzecie, ważne jak nam się podoba. Ja na przykład w ubiegłych latach porobiłam ścieżki z tych drewnianych krążków, bo tak mi się podobały, że nie mogłam się oprzeć. No i był materiał. Czy praktyczne, czy trwałe na lata? Może nie, ale za to wąskie, nie zajmują dużo powierzchni i po prostu śliczne, a drewno, które się powoli tam rozkłada, nie przeszkadza mi, jest urozmaiceniem dla okolicznych żyjątek w ciągu kilku lat samo zamieni się w ziemię…
Powiedzcie, co myślicie o deptaniu, co do Was przemawia. A co nie.
Joanna.
0 comment
https://www.facebook.com/events/149391039094783/
Samo ubijanie ziemi chodzeniem wielkiego wpływu na nią nie ma. Piszę to na podstawie własnych, niedawnych doświadczeń. Większość warzywnika mam wciąż bez ściółki, więc przed sianiem zdecydowałem się poruszać trochę glebę, gdyż u mnie jest wyjątkowo ciężka. No i w miejscach, w których były w zeszłym roku ścieżki, w ziemi jest więcej dżdżownic, niż tam, gdzie gleba jest niemal goła i żadne zielska nie zdążyły wyrosnąć.
Sama też możesz sprawdzić, że deptanie nie przeszkadza organizmom glebowym, podnosząc jeden z tych drewnianych krążków, po których chodzisz. ;)