Postanowiłam zrobić krótkie spojrzenie wstecz i zobaczyć, jak ogród wyglądał 2-3 lata temu, czyli w czasie początków transformacji ogrodu według założeń Permakultury. Chcę pokazać, jak bardzo opłacało się zmodyfikować trochę tory myślenia, poeksperymentować i zrobić coś czasem na przekór powszechnym ”zasadom”. Zapraszam w krótką podróż.
był ostatnim, w którym przekopywałam. Postanowiłam właśnie wtedy, na jesień, zaniechać.
Jak patrzę na zdjęcia z września 2015, to sama oczom nie wierzę… ale tak, robiłam różne zmiany i nasadzenia, a ziemia była goła, golutka… szok.
Postanowiłam wtedy zacząć ściółkować tym, co miałam. Tutaj nawet pisałam o tym, jak to temat Permakultury mnie zainspirował. Jesienią polubiłam więc ”bałagan” i tak zostało…
był chyba najtrudniejszy.
Ziemia ani nie przekopana, ani jeszcze nie polepszonej jakości. Ściółkę dopiero zaczynałam kłaść i pracować ze słomą i innymi materiałami. A gleba była zbita po starych doświadczeniach. Susza nie pomagała.
Oto początek kwietnia 2016 – pierwszy raz słoma wszędzie.
W lecie 2016 w całym ogrodzie miałam ostróżeczki, co mnie bardzo cieszyło, uwielbiałam, jak to wygląda i to, że rozsiały się same.
Niestety, pomidory i papryki były bardzo słabe. Podejrzewałam wtedy słomę o wyciągnięcie azotu z gleby. A teraz myślę, że nałożyło się na to więcej czynników.
Miałam czosnek oraz cukinie.
Cukinie w połowie lipca – siane do gruntu co prawda, więc ciut późniejsze, ale i tak bez porównania z tymi, które mam radość mieć w tym sezonie.
Ogólnie słaby sezon na warzywa, to pamiętam. Ale też wiedziałam, jaki jest tego powód, i ciągle dokładałam ściółki i starałam się dbać o glebę przede wszystkim.
Jesień wyglądała już znacznie żywiej, a warstwy ściółki rosły…
Zaczęłam tworzyć rabaty warstwowe i planować uprawę w kostkach słomy. Cieszyłam się różnorodnością…
Dość mokry sezon 2017 zaczął się zieloną wiosną. Drugi rok Permakultury.
Słoma wszędzie i busz.
Wtedy to zrobiłam podobne porównanie 2015 vs. 2017 tutaj.
Był romans z dyniami w kostkach słomy.
Były nowe rabaty warstwowe, tworzone na już istniejących i od nowa. Np. ta dla dyni (która teraz jest pod gildią).
Pomidory owocowały pięknie. Inne owocowo-warzywne zbiory też były niczego sobie.
Pierwszy rok, kiedy przyszły ślimaki i dlatego miałam niewiele cukinii. Za to dynie zaskoczyły… ostatnią zjadłam na wiosnę 2018.
I tak weszłam w . Pierwszy, w którym postanowiłam poeksperymentować z sianem, zamiast słomy. Siano sprawdza się super, jeszcze będę o tym pisała.
Na jesień 2017 zrobiłam rabaty warstwowe na istniejących z kartonami i zrębkami. Opłaciło się.
Sezon kolejny, po 2016, suchy, mimo to jeśli patrzę na 2016 i 2018, to ziemia jest zdecydowanie inna. Zbudowała się. Polepszyła się znacznie. Cały czas pod przykryciem. Można zagłębić rękę, a tam wilgotno i przede wszystkim – MOŻNA tą rękę zagłębić… jest przepuszczalna, luźna, pełna życia. Wspaniała!
Po dwóch latach udało się wyprowadzić glebę ze stanu zbitej, suchej, w górnej części zapewne ”martwej”, do wilgotnej i żywej, bogatej i pachnącej po prostu. Jest cudowna i to moim zdaniem największa zasługa tej gleby właśnie, że wszystko tak pięknie w niej rośnie.
Teraz jest początek lata.
I spacer:
Oczywiście, są rożne czynniki, które wpływają na to, jak ogród wygląda – co się sieje czy sadzi, gdzie, obok czego, kiedy, do tego pogoda, nawożenie, choroby i szkodniki i tak dalej. Mimo to, nadal utrzymuję, że za gro sukcesów w uprawach odpowiada jakość ziemi, w której rosną. Uprawiamy ziemię, a nie rośliny. Jeśli ziemia jest dobra, to rośliny silniejsze, łatwiej im. Jeśli ją stale przekopujemy, ingerujemy w jej strukturę, po czym zostawiamy nagą, to nie ma jak się zregenerować po prostu…
Nie mówię teraz o teorii, a o praktyce, i możecie zobaczyć to sami tak, jak ja to widzę (znaczy Wy na zdjęciu, a ja na żywo… hehe… natomiast zawsze chętnie zapraszam do odwiedzenia mnie albo innych ogrodów z Mapy Permakultury).
Jedyna zmiana uciążliwa, która zaistniała po części w związku z mokrym 2017, a po części pewnie ze ściółką, to pojawienie się w ogrodzie ślimaków. Ale jakoś sobie z nimi poradziłam i żyjemy dalej.
Mam też gryzonie, ale nie wiążę ich ze ściółkowaniem bezpośrednio, bo jak nie ściółkowałam, to miałam tak samo duże natężenie albo i większe i jakoś im brak siana nie przeszkadzał.
Poza tym na co dzień nie biegam codziennie z konewką, a do 2015 w czasie suchych dni biegać musiałam. Nie tracę też czasu na nieustanne plewienie tzw. chwastów – teraz wśród ściółki jak jakieś trawy wyrastają, to jak przechodzę, czasem je wyrwę lub urwę i tyle; większość innych roślin jest po prostu mile widziana (samosiejki czy byliny, np. krwawnik lubi mi się pokazywać w warzywach). Teraz, w czerwcu, najwięcej prac jest związanych ze zbiorami i przetworami. Mało koszenia, zero „sprzątania” (no, czasem spady jabłek przerzucę tam, gdzie akurat kompostuję), czasem podlewanie – zasilanie gnojówką, czasem usunięcie rośliny niepożądanej oraz prewencyjne opryski (najczęściej wywarem ze skrzypu). Zjedzenie własnego warzywa prosto z krzaka jest bezcenne, a nie nadążanie za jego wzrostem daje radość…
Przekonało coś Was? Czujecie w tym coś dla siebie?
Joanna.
0 comment
Obawiam się jednak, że nie wszyscy docenią siłę bioróżnorodności, a niektórym może przeszkadzać brak równych rządków... ale to ich problem. ;)
U mnie jest tak, jak u Ciebie w 2016, z tą różnicą, że ślimaki już od dawna mam.
Gryzoni, to prawda, nie jest więcej, ale pod ściółką łatwiej jest im się poruszać i przez to efekty ich działania są bardziej widoczne.
Wcześniej na inne sposoby osłaniałem glebę i w dodatku z intencją ograniczenia możliwości wzrostu roślinom niechcianym. Ale już od dawna zastanawiałem się nad sposobem rozluźnienia struktury gleby, jednak zafiksowanie w dwóch tematach, nie pozwoliło mi szukać tam, gdzie należało.
Dopiero w zeszłym roku natrafiłem na Paula Gautschi oraz na Twój kanał na YT.
Teraz widzę, że ściółkowanie materią organiczną jest prostsze. Przy czym nie powinno się rzucać zbyt dużo owej materii, bo nie daje to żadnych korzyści, a stwarzać może problemy.
Pozdrawiam słonecznie z deszczowej Małopolski. :)
No gryzonie to buszują nawet w otwartych tunelach i na pewno łatwo im, ale jakoś no co tu zrobić... może mniej ziemniaków :) w przyszłym roku tą tezę sprawdzę.
Ja też wcześniej osłaniałam właśnie cukinie akurat agrowłókniną i byłam zadowolona z efektów, a po takim sezonie, ziemia też była fajna pod tą włókniną ku mojemu zdziwieniu wtedy. Nie wiem, z czego to wynikało, może aż tak bardzo nie erodowała, niewiele rosło to i nie ingerowało się przez kilka miesięcy w strukturę... tak czy siak, osłona jest dobra, byle naga nie była, wiadomo :)
A masz u siebie też takie warstwy zrębków, jak u Paula?
Też pozdrawiam z deszczowego Dolnego Śląska, ach jak to miło powiedzieć, że deszczowy! Ale jest już ciepło i słońce ma być już jutro, ale co się nalało do beczek, to nasze! :D
Ilość gryzoni nie zależy od tego, czy masz ziemniaki, czy nie. Ja od dwóch lat nie sadzę, a gryzonie się nie wyprowadziły. To są zwierzęta terytorialne i jak zajmą jakieś miejsce, to się go trzymają. ;)
W dwóch miejscach narzuciłem grubą warstwę zrębków z własnych gałęzi (między innymi przez to nie wszędzie mogę boso chodzić, gdyż miałem sporo głogu :D ). Jak się okazuje, jest to warstwa zbyt gruba, bo nawet powyżej 15 centymetrów. Nie zdążyły się przerobić, a wsadzając sadzonki, tylko je położyłem na ziemi, ponieważ nie mogłem już ich niżej umieścić. No i to był błąd, ponieważ korzenie rosną we wszystkich kierunkach, ale w zrębkach, poza wilgocią (której i tak mało zostało podczas suszy) napotykały za dużo powietrza, a za mało składników odżywczych, przez co rośliny słabo rosną. Myślę, że na początek, wystarczy kilka centymetrów zrębek, tylko tyle, żeby osłonić glebę, tak jak w przypadku słomy, czy siana.
Te sroki i fasolki, zapominam, że Ty tam masz bardzo bogatą faunę :) fajnie.
A ja pamiętam z tych filmów Paula, że on walił tam chyba z 40 cm tej ściółki i obornika? czy jak to było... to były naprawdę same zrębki, oczywiście pierwszy rok to zawsze inaczej, tak jak mówisz, ale jak tak już któryś będziesz ten głóg tam składał (;)), to pewnie będzie działać tak, jak zrobiłeś w tym roku. Ciekawa jestem, jak to tam u Ciebie wygląda :) pozdrawiam!
Paul, z tego co pamiętam, mówił o 20cm w pierwszym roku i po 10 w latach następnych. Przy czym pod określeniem "zrębki" kryła się u niego przewaga liści. A ja przywaliłem samym drewnem. Liście u mnie leżą tam, gdzie spadną... :)
Gdyby nie ślimaki, to bardzo by mi się u mnie podobało, taki mam wszędzie chaos. W planach miałem dzielenie się spostrzeżeniami z tego, co się na moim kawałku świata dzieje, ale czas jest tym towarem, którego zbyt wiele nie mam, więc może z tym być problem. Tym bardziej podziwiam Twoją systematyczność i doceniam to, co robisz.
Pozdrawiam również. :)
Otóż zauważyłem, że gryzoń zrobił sobie trasę pomiędzy warzywami i zatrzymał się w pewnym miejscu. Akurat widziałem, jak stamtąd wylatują młode mrówcze matki, więc wygląda na to, iż mrówki odstraszają gryzonie. Ot, taka ciekawostka... ;)
Jeżeli rozsypiesz trociny cienką warstwą, to nic złego się nie stanie, a do wiosny powinny się przerobić, a azotem się nie przejmuj, ponieważ dużo go jest w świeżej trawie.
Fajnie, że planujesz co będzie za rok, właśnie o to chodzi, żeby dać sobie czas poobserwować trochę, poznać teren. Powodzenia!