Wczoraj walnęło u nas gradem i spadło dużo deszczu na raz.
Oprócz tego, że grad… i oczywiście trochę zniszczeń, zaobserwowałam coś jeszcze.
Dzięki działce obok, na której sąsiedzi prowadzą piękny warzywnik metodami tradycyjnymi, widać różnicę pomiędzy kawałkami ziemi po obu stronach siatki.
Gdzieś godzinę po ustaniu intensywnych opadów, u mnie widać jeszcze kulki gradu, ale ogólnie jest po prostu mokro. Biegałam po ogrodzie boso i nie czułam żadnych kałuż czy miejsc, gdzie woda stoi – wsiąkła cała.
Na działce obok, pomiędzy rządkami warzyw, widać na ścieżkach zebraną i stojącą wodę.
Kiedy ziemia jest goła i uklepana, a przez parę tygodni jest sucho, powstaje po prostu skorupa. Ziemia jest zbita. Co z tego, że nie ma chwastów i „ładnie wygląda”, kiedy podczas deszczu takie kawałki gleby nie wchłoną wody albo będą wchłaniać baaaardzo powoli. Przez to, kiedy np. po burzy zaraz zaświeci słońce, większość cennej wody znowu wyparuje, zamiast pójść do gleby.
Kiedy stawiasz na polepszanie struktury gleby, dokładasz ściółki, dbasz, by była żywa, pełna mikroorganizmów i żyjątek, napowietrzona, wtedy taka ziemia jest w stanie wchłonąć nawet duże ilości wody w krótkim czasie i z nich skorzystać. Kiedy dodatkowo jeszcze z zamysłem zaprojektujesz, sprawdzisz choćby poziomnicą, że nie ma spadków i woda nie ucieka Ci gdzieś dalej, to jesteś w domu. Podstawowe projekty permakulturowe mówią właśnie o takim projektowaniu, żeby zapewnić ziemi optymalne warunki i tam, gdzie spadki – zatrzymać wodę, a tam, gdzie stoi – odprowadzić albo w inny sposób z niej skorzystać. Warto się tematem zainteresować.
I o tym tylko chciałam Wam przypomnieć. Zacznijcie ściółkować, choćby skoszoną trawą, nie zostawiając ziemi nie przykrytej, ubitej i gołej. Inwestujcie w poprawę jej struktury, nie wyrywając wszystkiego, zostawiając korzenie roślin do rozłożenia, siejąc poplony, nie plewiąc nadmiernie i nie przerzucając całej ziemi do góry nogami „bo tak robił dziadek”. Ja wiem, że to niestandardowo brzmi i wygląda, ale takie niestandardowe czasy mamy, że bycie w nich uparcie tradycyjnym przestaje mieć sens… Globalna potrzeba regeneracji zaczyna się lokalnie, w naszych ogródkach.
A tutaj krótka relacja w godzinę po burzy:
Kto ściółkuje? Kto nie ściółkuje i dlaczego? Podzielcie się Waszym zdaniem.
Joanna.
0 comment
Czytuję twojego bloga i namawiam współdomowników właśnie do takiego podejścia jakie prezentujesz. Ściółkowanie jest ekstra a "bałagan" naturalnym stanem rzeczy. Nie przepadam za wygłaskanymi ogrodami bo są po prostu nudne.
W tym roku kupiliśmy balota słomy m.in. do ściółkowania ( w tym roku słoma była bardzo tania 15zł/balot), tak więc wszystko jest na dobrej drodze.
Sądzę, że nie ma potrzeby uciekania się do filozofii, kiedy wystarczy zwykły zdrowy rozsądek.
Ludzie kupują różne nawozy; spędzają godziny na przewracaniu i pieleniu ziemi; podlewają; walczą ze "szkodnikami" itd. itp.
Dawniej nie wiedziałem, co robić ze skoszoną trawą (wrzucałem na kompost, ale było jej tak dużo, iż nie miałem z czym mieszać), dziś uważam, że mam za mało materiału do ściółkowania. Mniej czasu spędzam na robieniu tego, czym lepiej zajmuje się sama przyroda. I to jest czysty zysk. ;)
Ja właśnie kombinuję skąd wziąć słomę. Jednak cała lepsza niż sieczka, bo bardziej wydajna.
A do tego czytam o nasionach traw na łąki, bo wymyśliłam że w jednym miejscu, gdzie na razie nie może być nic uprawiane, wysieję właśnie łąkę kwietną. No i przy "instrukcjach obsługi" tych mieszanek jest właśnie typowo: przekopać, wyrwać chwasty, wysiać, podlać, ubić.
Ja zamierzam to miejsce tylko ściółkować i nie będę wyrywać chwastów, one po prostu zostaną jako element "łąki", do której będę dosiewać nasion kwiatów łąkowych. Niech się trochę dzieje co chce ;)
Wczoraj wybierałem trochę ziemniaków spod ściółki i rzeczywiście ziemia pod zagonem była mimo tegorocznej suszy pulchna, miękka i pełna dżdżownic. Ściółkuję głównie trawą ale mam też trochę kurzego obornika lecz staram się używać go w niewielkich ilościach.
Wykopałem też w tym roku dołek metrowej głębokości i sprawdzam w nim poziom wody gruntowej(od maja było sucho). Pod spodem ma glinę więc w czasie długotrwałych opadów miewam tam bajoro. Dlatego muszę teren okresowo, doraźnie meliorować.
Z ziemniakami gratuluję, u mnie cienko z tym wyszło, głównie myślę, że gryzonie uszczupliły moją i tak skromną uprawę.
Kpiące spojrzenia, ech... :) ciekawe jakie są kpiące, jak niesiesz z ogrodu wiadro ziemniaków albo inne plony ;) pozdrawiam!
Czekam na więcej Twoich relacji z ogrodu :)
pozdrawiam!
Na naszej działce nawet po ogromnych ulewach woda stoi wyłącznie na skrawku ziemi przygotowanym pod ogród roślinny. Z tego obszaru jest usunięta trawa i inne chwasty, jest czysta ziemia. Normalnie byśmy to zagospodarowali z pół roku temu, ale czasu brak, więc ziemia sobie leży goła. Po deszczu bywa że jest tam jedna wielka kałuża o poziomie wody z 5 cm. Idealnym rozwiązaniem - ale nie do zastosowania w ogródku warzywnym - jest rozrzucanie kory. Pod roślinami ozdobnymi i w całym zakątku roślin ozdobnych ziemia jest pokryta warstwą 5-10 cm kory. Nawet po tygodniu upałów ziemia pod korą jest wilgotna a jeśli nie wilgotna to nigdy nie skorupieje i kiedy się ją podlewa pięknie wsysa wodę dzięki czemu samo podlewanie jest mniej kosztowne - rośliny sadzone w zeszłym roku w tym roku podlewałem już tylko raz na parę dni i to raczej niewielkimi ilościami wody. Efekt co najmniej zadowalający.
W każdym razie nasza uwaga jest taka, że jeśli ma się większy teren to nie należy go "cywilizować" na siłę, dobrze jest zostawić ile się da w stanie naturalnym, a jedynie upiększać miejsce punktowo, tam gdzie ma to efekt. Naoglądałem się "ogrodów" po 1000-2000 metrów, w których gospodarze wyrwali wszystko co naturalnie rosło, a potem obsiali wszystko trawą i posadzili parę tui. Ciekaw jestem kiedy Polacy sobie uświadomią, że ten ideał ogródka to żaden ideał, ale żałosny kompromis pomiędzy chęciami a możliwościami wypracowany dawno-dawno temu w krajach, w których posiadanie domu na przedmieściu i ogródka 100 m2 było znacznie droższą i bardziej kłopotliwą zabawą niż w Polsce (kto bywa / pracuje w Anglii ten wie, ile kosztuje tam stary, rozpadający się dom). U nas ziemia jest tańsza, ale pomysłów na jej zagospodarowanie ciągle brak.
Mam praktycznie całą zrębkę w grzybni, a fasola rośnie, jak szalona; nawet dynie i pomidory ostatnio zabrały się do rośnięcia. Posiałem rzodkiewkę, kapustę chińską, pekińską, koperek, na miejscu, w którym przez prawie dwa miesiące składowałem siano, żeby pozbyć się chwastów. Tam wszystko zgniło. Ściągnąłem nadmiar siana, rozgrzebałem grządki, żeby dostać się do ziemi, zasiałem i wszystko rośnie. Sam się obawiałem, że żadnych plonów nie zbiorę, a rzodkiewkę mam wielkości kurzych jaj... zdrową.
Pod sianem zauważyłam nawet białą "pleśń" i to są te pożądane pleśnie, nie chcemy żeby nam coś gniło i śmierdziało bez dostępu powietrza, ale wszelkiego rodzaju miko - sprawy są jak najbardziej wspierające.
Tomek pisze o tej grzybni w zrębkach, u mnie było podobnie w zeszłym roku na kopie zrębków nawet grzyby urosły, a rosnące nieopodal dynie dostały się tam korzeniami i miałam szalone zbiory.
Darek, jak masz świeżą trawę, to jest to czysty azot, warto domieszać np. suchego siana. I na odwrót - do węgla dodać czegoś azotowego.
Ciekawe, co piszesz o tej zalegającej wodzie na gołej glebie - dziękuję za podzielenie się! Ściółka z kory też jest super, a zrębki to już w ogóle jest czad. Jak masz taką powierzchnię, to masz też w tym temacie sporo możliwości.
I też zgadzam się, że warto zostawiać te dzikie części, jeśli można, a zagospodarować tyle, ile jesteśmy w danej chwili w stanie ogarnąć. Z czasem to może być więcej. Pozdrawiam!!