W zeszłym roku pierwszy raz zastosowałam plastikowe butelki 1,5 l i 5 l jako ochronę przed ślimakami. Podsumowałam ten eksperyment tutaj.
W tym roku mam sporo ślimaków dużych, czerwonych i znów zdecydowałam się zastosować butelki. Oto, jak się to sprawdza i co zrobiłam, żeby trochę tę metodę ulepszyć.
Po pierwsze, użyłam tylko dużych, 5-6 l butelek, którym obcięłam dno i z których usunęłam nakrętki tak, żeby stworzyć klosz z możliwością dostępu powietrza od góry.
Po drugie, wkopywałam/wkręcałam w ziemię je dość głęboko, żeby ślimaki się nie podkopały.
Zauważyłam, że ślimaki przechodzą sobie górą, więc… Zrobiłam z pociętej pieluchy tetrowej i gumek recepturek takie nakładki, żeby powietrze docierało, ale ślimaki nie przechodziły.
Dodam jeszcze, że po kilku dniach w upale część gumek nie wytrzymała, dlatego polecam może bardziej tutaj jakiś sznurek.
Kiedy rośliny są jeszcze malutkie – najczęściej dyniowate. Czekam, aż w środku urosną tak, żeby wypełnić butelkę – wtedy ściągam i jest mniejsze prawdopodobieństwo, że jeden ślimak zeżre całą roślinę w ciągu godziny… Staram się więc zmniejszyć takie ryzyko.
1. Sieję więcej na zapas i wysadzam – w ten sposób nawet, jeśli coś zostanie zjedzone, łatwiej macham ręką, bo jeszcze mam zapas.
2. Mam wiele innych roślin w warzywniku, które ślimaki lubią – a lubią prawie wszystko, łącznie z roślinami już zerwanymi. Czasem urywam im np. trochę wyki, która bujnie u mnie rośnie, o zauważyłam, że bardzo wiele ślimaków taką zerwaną wykę wybiera. W ten sposób odciągam je od tego, co ja też chcę zjeść.
3. Zbieram ślimaki i wynoszę poza działki. Dość regularnie i tym razem zamierzam to robić co jakiś czas przez cały sezon, nie tylko wiosną, kiedy jest to największe ryzyko zjedzenia przez nie młodych roślin.
5 komentarzy
Myślę, że najistotniejszym czynnikiem, pomagającym ślimakom, jest odpuszczenie im jesienią. One bardzo długo są aktywne i składają jaja. A potem wiosną się dziwimy, skąd ich tyle się wzięło?