Druga zasada projektu permakulturowego brzmi: Wychwytuj i magazynuj energię. Chodzi tutaj o to, żeby energia wytwarzana w naszym obiegu – ogrodzie w tym przypadku – nie marnowała się, została nie tylko wykorzystana, ale i zmagazynowana na później. Tym są właśnie przetwory.
W tym sezonie akurat zbiory są trochę skromniejsze niż w ubiegłym – tak ogółem. Dopisała czerwona porzeczka, ale czarna już nie bardzo. Wiśni troszkę mniej i bardzo mocno oblegane przez mszyce. Czereśni też jakby mniej lub może to przez to, że czereśnia mocno została ostatnio przycięta i takie mam wrażenie… Maliny są, ale znowu zasychają im owocujące pędy i owocują nieregularnie, w związku z tym można na raz zebrać ich za dużo na zjedzenie, a za mało na konkretne przetwory. Pierwszy raz zebrałam za to znaczącą już ilość agrestu (z jednego krzaczka, drugi jeszcze dojrzewa), natomiast żadne zbiory owoców u mnie nie pozwoliły na zrobienie dżemu-mono. Musiałam więc połączyć różne zbiory i tak na razie są dwie partie: 1. dżem z czarnych porzeczek, malin i czereśni; 2. dżem z agrestu, wiśni, z domieszką porzeczek czarnych i malin (taki infuzowany hehe…).
Dżem gotuję, w tym roku z cukrem, gorący wlewam do wyparzonych słoiczków. Odwracam je do góry dnem – upewniam się potem, że złapały – zakrętka jest lekko wklęsła. Do jednego dodałam trochę agaru tym razem, bo był baaaardzo rzadki (soczyste wiśnie).
Do tej pory moim ulubionym był dżem z czarnej porzeczki. Teraz to już nie jestem pewna…
Nie mam pojęcia, czemu na to wcześniej nie wpadłam, żeby różne owoce łączyć.
A jakie Wy robicie przetwory?
Joanna
0 comment
Z przetworów owocowych najczęściej powstają u mnie soki. Z czarnej porzeczki zamiast soku i tak wychodzi galaretka, ale zamiarem zawsze jest sok. :)