Ponieważ ogórki zaskoczyły mnie swoim rozrostem, postanowiłam zrobić im podporę. Powody do tego znalazłam cztery:
1. Ślimaki grasują i kiedy owoce będą leżały na ziemi, będą łatwiej dla nich dostępne. Oczywiście wiem, że ślimaki potrafią się świetnie wspinać, ale myślę, że łatwiej im będzie zjeść jakiegoś liścia z ziemi niż owoc, który będzie wisiał wyżej.
2. Rośliny zaczęły mi wchodzić na ścieżkę i uniemożliwiały powoli przejście.
Osobiście bardzo to lubię, ale też chodzić muszę.
3. Część pędów w powietrzu to szansa na większy przewiew, a to jest ważne jeśli chcemy zapobiegać chorobom. Każda roślina potrzebuje nie tylko ziemi i słońca, ale właśnie też powietrza – jeśli mamy rośliny za bardzo ściśnięte, niektóre choroby łatwiej mogą się rozprzestrzeniać.
4. Dla małych ogrodów prowadzenie ogórków na podporach, trejażach, to sposób na zaoszczędzenie miejsca.
Do wykonania użyłam pięciu pędów bambusowych, które kupiłam w ubiegłym sezonie, i sznurka. Skleciłam taki stelaż podobny jak w zeszłym roku dla gildii trzy siostry (fasola, dynia, kukurydza), tylko dużo mniejszy.
Potem przerzuciłam sznurki i przywiązałam do płotka (było o nim tutaj).
Z drugiej strony sznurki przywiązałam do takich plastikowych szpilek do agrowłókniny i wbiłam w ziemię. W niektórych miejscach połączyłam ten sznurek ze szpilką, która jednocześnie służy do wspierania dyni w tworzeniu korzeni przybyszowych (o czym mowa tutaj).
Opowiadam o całości tutaj:
Uprawa ogórka jest dla mnie stosunkowo nowa, tak samo temat ich podpierania. Jak Wy prowadzicie ogórki?
Joanna.
0 comment
Kilka lat temu próbowałem ogórki zmusić do wspinania się pomiędzy poziomami na poziomo rozłożonej siatce, lecz nie wykazały ochoty, żeby zobaczyć, co jest wyżej. Nie wiązałem ich wtedy, gdyż liczyłem na kolaborację... ale nie chciały współpracować. :)
Widać, że skoro nie wspinają się same, to wolą jednak płożyć... to nasze ich wywyższanie może wcale nie jest dla nich optymalne...
Nie jest też tak, że zebrałem główny zbiór - codziennie zbieram po kilka, bo naprawdę nie jest ich dużo. Ale kilkanaście słoików na zimę już jest, a wcale tego nie planowałem.
Te u mnie, to dziwna historia, gdyż sadzonki posadzone pod koniec maja sobie nie poradziły. Natomiast wsiane bezpośrednio do gruntu na podniesionej grządce przed deszczami w pierwszej połowie maja, wystrzeliły po deszczach, jak szalone. Jeszcze kilka razy je dokarmiałem gnojówkami, a to z pokrzywy, a to z bzu, a nawet z trawy (tylko mocno rozcieńczonymi, ponieważ chodziło mi bardziej o podlanie, niż zasilenie w czasie suszy). I chyba do wody to one sobie korzenie zapuściły tak głęboko, jak trzeba, a z góry wzięły azot. Przynajmniej taka jest teoria. :)
Potem jeszcze, kiedy zaczęły owocować, podrzuciłem im trochę popiołu, żeby dać im fosfor i potas. Chociaż mądrzej byłoby zrobić roztwór...