Wiele razy pisałam już o nagietkach w kontekście ich bujnego życia u mnie i puszczania się samopas po ogrodzie, rozsiewania i wielopokoleniowości w trakcie jednego i tego samego sezonu oraz nasion, których już nie zbieram, bo nie muszę…
Mimo, że u mnie nagietki często dotyka mączniak, to na kwiatach nie rezyduje. Umożliwia to ich zbiór przez cały okres. Roślina z mączniakiem oczywiście może wolniej rosnąć, ale przy takiej ilości nagietków u mnie to nie problem – niczym go nie zwalczam.
Same kwiaty ścinam i suszę po prostu – ot, tyle. Palce się po nich kleją i mają charakterystyczny zapach, który myślę, że można spokojnie określić nagietkowym. Wszystko łatwo zmywalne, więc bez obaw (nie to, co po ślimakach na przykład…).
Po co mi te kwiaty?
Jak wiadomo, nagietek lekarski to świetne zioło… Ja lubię jego kwiaty w mieszankach naparów i głównie dlatego je zbieram. Suszę, a potem przechowuję szczelnie albo mieszam z innymi ziołami z ogrodu od razu na takie gotowe „herbatki”.
Dodać muszę, że pomarańczowy kolor, który suszony kwiat zachowuje, dodaje wartości estetycznej takim mieszankom i po prostu bardzo lubię, jak te płatki w szklance sobie pływają… zwłaszcza w zimie.
Suszycie, jecie kwiaty nagietków? Co jeszcze można z nich robić? Podzielcie się.
Joanna.
0 comment