Mamy dość obfity w wodę sezon, co kilka dni pada, a czerwiec był mocno mokry. Dzięki temu, pięknie rozwinęły się rośliny, krzewy owocowe i warzywa. Miało to swoje trudniejsze strony – ślimaki też miały swój czas. Natomiast w ogólnym rozrachunku, ten początek lata uważam za cudowny i udany. Zapraszam na spacer przez zdjęcia.
Cały czerwiec to była walka o młode sadzonki warzyw między mną a ślimakami. Obfite zbiory i wywożenie w większości śliników luzytańskich przyniosło wreszcie skutek. Stosowałam też kilka innych metod, jak usypywanie barier czy ochrona roślin kloszami z butelek szklanych lub zapór z taśmą miedzianą. I choć nie jest tak, że ślimaków już nie ma, to wreszcie rośliny podrosły też na tyle, że nie grozi im zjedzenie przez jedną noc. Mimo to, kontynuuję ich zbieranie, a najczęściej robię to wtedy, gdy pada deszcz – one wszystkie wychodzą i zbiory są łatwiejsze i szybsze.
Większe liście dyni oraz jej kwiaty to przysmak winniczków. Wszyscy lubimy winniczki, u mnie jest ich mnóstwo, ale też mają swój udział w niektórych szkodach :). Wynoszę je u siebie na kompostownik.
Dzięki obfitym opadom, beczki z deszczówką mam napełnione, a z nadmiaru wody robię gnojówki. Z żywokostu, pokrzywy, skórek bananów, wrotyczu i mięty. Z tego, co wpadnie w ręce i czego jest nadmiar. Gnojówkami zasilam warzywa i podlewam kompost.
Podczas deszczowej pogody, najlepiej się podlewa. Rośliny są wtedy gotowe na przyjęcie wody. W ogóle bardzo lubię letni deszcz i brakowało mi go w ubiegłym sezonie.
Dynie rosną. Rabaty kompostowe dają radę. Niestety, jedna bardzo opadła, z jakiegoś powodu za bardzo. W niej ciągle są jeszcze malutkie sadzonki dyni i ogórków, które nie jestem pewna czy zdążą zaowocować. Zobaczymy.
Pomidory mają małe, zielone owoce. Podlewam i zasilam je, przy okazji testując dzbany gliniane.
Papryki zebrały się i będą kwitły.
Dużo wszędzie fasolki szparagowej, którą wysiewałam przez kilka tygodniu z przerwami aż do początku lipca. Pierwsze dopiero kwitną.
Sałaty rosną ładnie, ale w tym sezonie większość sałat uprawiam na balkonie. Mam tu tylko kilka godzin mocnego słońca dziennie, co akurat odpowiada sałatom. Przy tym, mam je pod ręką.
Czosnek już niedługo będzie gotowy do zbioru. Wyrwałam pierwszą główkę testową.
Cebule z dymki, mimo pójścia w kwiat, są do zjedzenia i parę ich będzie. Już od jakiegoś czasu na bieżąco z nich korzystam, teraz wyrwałam resztę. Takie przerośnięte cebule nie nadadzą się do przechowywania, ale do bezpośredniego spożycia tak.
Cały czas trwają zbiory owoców: porzeczek, malin, początki agrestu. Czego nie zjem, to przerabiam na wieloowocowe dżemy. Pomimo początkowych problemów z pękającymi owocami czarnej porzeczki od deszczu, sprawa się unormowała. Pięknie owocują też maliny, zapewne w dużej mierze dzięki deszczom właśnie.
Na drzewach są niedojrzałe jeszcze brzoskwinie i jabłka, za to śliwek nie będzie – w tym roku młode drzewka opanowała mszyca, choć nie wiem, czy to jedyny powód braku owoców. Pnące winorośle mają też jeszcze małe i zielone owoce, one dojrzewają w drugiej połowie lata.
Muszę wspomnieć o grochu cukrowym, który już właśnie kończy owocować, ale porósł zadziwiająco wysoki i był taki czas, że miałam groszek na śniadanie, obiad i kolację :).
Wiśnie, mimo inwazji mszyc, dały ładny plon. Zaczęły się też czereśnie.
Ogród kwitnie. Zaczęło się od lawendy i róży w czerwcu, potem przez kilka tygodni piękna tojeść kropkowana i juka karolińska. Cały czas coś kwitnie to tu, to tam. Pojawiają się nowe rośliny i zioła, których nazwy poznaję.
Cały czas zbieram też zioła i kwiaty do suszenia. Melisa, mięty, tymianek, estragon, cząber, lawendy, kwiat nagietka i inne. W mieszkaniu pachnie :).
Dużo się dzieje, nie wszystko sposób opisać. A co tam u Was? 🙂
5 komentarzy