Lato w pełni. W ogrodzie w tym czasie najwięcej zajęć jest związanych z podlewaniem oraz zbieraniem plonów. Czas apogeum owocowego już u mnie minął, w finale mam kilkadziesiąt słoiczków różnych owocowych dżemów z porzeczek czarnych, czerwonych, agrestu, rabarbaru, truskawek, wiśni i malin. Jedno drzewko brzoskwiniowe dało kilka kilo zbiorów, które zjadłam – na dżemy nie wystarczyło :). Tak najbardziej lubię. Zostały teraz jeszcze jabłka i brzoskwinie (druga odmiana), pojedyncze owoce malin, śliwek (w tym roku odpoczywają albo mszyce im nie dały zaowocować), jeżyny. Nadchodzi też czas winogron.
W warzywniku dzieje się sporo. Udał się zbiór czosnku, na tym miejscu już wysiałam szpinak Matador na zbiór przed zimą oraz posadziłam Pak Choi. Rozsady wysiałam w domu pod koniec lipca. Szybko wschodzi. Każdą sadzonkę chronię kawałkiem plastikowej butelki, oklejonym taśmą miedzianą. Widzę, że trochę pomaga na ślimaki – nie dziesiątkują tych sadzonek, choć do niektórych osłonek udało im się dostać.
Jako poplon posiałam też groszek cukrowy na pędy. To słodki przysmak, który chyba jest trendy, bo często można się z pędami groszku spotkać na wiosnę w restauracjach :). Fakt, jest to smaczne, smakuje po prostu jak groszek.
Pomidory się zebrały i ładnie rosną, a ja na bieżąco urywam usychające czy porażone czymś liście. Nie dochodzę, co to za choroba czy czego dokładnie im brak, ponieważ nie używam chemicznych nawozów, a gnojówki są zwykle wieloskładnikowe. Podlewam pomidory rzadko, ale obficie i skrupulatnie staram się notować, kiedy i ile. Zwłaszcza na eksperymentalnej rabacie z dzbanami typu Olla, którą mam zamiar podsumować po zakończeniu sezonu. Pomidorów mam kilka odmian. Obserwuję różne ich plonowanie: na jednym potrafi być kilkanaście owoców, a na innym jeden duży. Czasem krzaczki są obok siebie, a inaczej plonują. Czasem to po prostu inne odmiany. Przy tak wielu czynnikach, które mogą wpływać na wzrost i plonowanie, trudno wyizolować jeden i poznać sekret kilkunastu owoców na krzaku. Czasem myślę, że łatwiej nazwać to po prostu „szczęściem”. Lub pechem :).
W tym sezonie posiałam dużo dyni kilku odmian, m.in. piżmowe Muscade de Provence i Waltham Butternut, Makaronowa Warszawska i Makaronowa Pyza, Olga (bezłupinowa) oraz sadzonek dokupiłam kilka Hokkaido. Nie wszystkie się ostały, zwłaszcza bezłupinowa Olga słabo wzeszła, a jak już jedna sadzonka powędrowała do ogrodu, to ktoś ją zjadł :). Niektóre przetrwały i teraz widzę, że jest czas zawiązywania owoców – dopiero. Wiele dyni zaczyna, a to już połowa sierpnia. Nie wiem, czy zdążą, ale zauważam też, że jak już owoc się zawiąże porządnie, to potem pędzi i z dnia na dzień widać, jak rośnie. Gdybym ustawiła kamerę na 24 godziny na taki owoc, na pewno wyszedłby piękny film :).
Mam też swoje obserwacje, dotyczące rabat kompostowych. Planuję je podsumować w osobnym poście.
W rogu ogrodu, w miejscu po kompostowniku, w którym kilka razy siałam wiosną słoneczniki, wyrosły dyniowate. Chyba kundle, z jakichś nasion tam rzuconych bez większej nadziei. Co najlepsze w tym, owoce ich są smaczne – cukinie o jasnej lub żółtawej skórce. A cukinii mieć nie planowałam, za to teraz bardzo się cieszę, że są.
Co nieco o paprykach. Na niektórych są owoce już zawiązane i mam nadzieję, że zdążą. Niestety, te co kwitną, są też często odwiedzane przez ślimaki i muszą robić restart. Miałam w planach sosy paprykowo-pomidorowe z własnych papryk – to się chyba jednak w tym sezonie nie uda. Ale na pewno będą na bieżącą konsumpcję :).
Nie mogę zapomnieć o cudownie plonującej fasolce szparagowej. Od kilku tygodni fasolka gotowana na parze z masłem i solą jest moim przysmakiem i jakoś mi się nie nudzi. Nasiona wysiewałam do końca lipca, co jakiś czas, dzięki czemu jest ciągłość zbiorów, a nie wszystko na raz.
A na nieco zapomnianej rabacie kwiatowej królem jest przegorzan. Sam się rozsiał różnych miejscach i teraz niebieskie, miododajne jego kule wybijają się wśród zieleni. Uwielbiam ten widok.
Jakiś tydzień temu porządnie popadało przez jakieś dwa dni i napełniło mi wszystkie beczki, dzięki temu teraz mogę z tego korzystać. Akurat na czas, kiedy już zaczęłam pompować wodę ze studni. Mam nadzieję, że za jakiś czas znów popada, bo podlewam w tych dniach regularnie, zwłaszcza dynie.
I tak czas powoli, trochę leniwie płynie. Sierpień jest bardzo ciepły, czasem upalny, wreszcie ciepłe są też noce. Jestem ciekawa, jaka będzie ta jesień, ile czasu będą mieć pomidory i dynie na dojrzewanie. Jestem też ciekawa, jaka będzie ta zima, czy mroźna, czy łagodna jak w ostatnich latach. Tak czasem wybiegam myślami. Planuję też powoli, jak zostawię rabaty na zimę, co jeszcze wysieję na jesień.
Ślimaki zbieram cały czas, ale już nie z takim entuzjazmem, jak wiosną. Jest to też utrudnione, bo ogród jest bardzo zarośnięty i niełatwo je znaleźć. Dokarmiam co kilka dni mojego spasionego jeża, który najwyraźniej wyjada karmę działkowym kotom :). Ostatnio go zobaczyłam, jest po prostu ogromny, często śpi między ścianą altany, a kostkami siana. Mam nadzieję, że mu u mnie dobrze. Obserwuję też często swoje własne zdziwienie na to, jak wieloletnie rośliny się rozrastają. Małe śliwy są już coraz większe, co rusz jakiś orzech już sięga mi do pasa albo krzewy owocowe zagarniają coraz więcej przestrzeni. Kępy roślin się zazębiają, wchodzą jedne na drugie, uniemożliwiając przejście.
Trawa oczywiście rośnie, a ja jej nie koszę, bo raz, że mam jej mało, a dwa – nie chce mi się. Planuję w ogóle nie mieć trawy, wyłożyć ścieżki jakimś materiałem albo zagospodarować te przestrzenie pod rośliny. To może potrwa 1-2 lata jeszcze, żeby pozbyć się części trawiastych całkowicie.
Jakaś dobra dusza podrzuciła mi ostatnio worek popiołu drzewnego na działkę – dziękuję :). Powędrował już dawno pod rośliny, które tego potrzebowały.
Co kilka dni pryskam ogórki i winorośle wodą z sodą oczyszczoną. Chcę spowolnić choroby, które nawiedzają zwłaszcza te rośliny. Przy okazji pryskam inne warzywa czy krzewy. Robię to zwykle rano w dni słoneczne, których nie brakuje. Obrywam przy tym porażone liście.
To chyba na razie na tyle. Pozdrowienia dla Was serdeczne!
6 komentarzy