Na ubiegły sezon zaplanowałam sobie, że będę miała tak dużo papryk, że do sosów do słoików skorzystam ze swoich zbiorów. Skończyło się na kupnych, ze swoich skorzystałam tylko w pierwszej partii przetworów 🙂 . Historia uprawy papryk w 2020 w tym poście, zapraszam.
Zacznę od tego, że kilka lat temu, jak zaczynałam przygodę z ogrodem, w jednym sezonie miałam papryki i były wspaniałe! Uprawiałam wtedy ogród jeszcze bardziej tradycyjnie, z przekopywaniem i bez ściółkowania, a paprykom zrobiłam taką osłonę przed wiatrem z białej agrowłókniny. Miałam papryczki ostre i papryki duże. Najlepiej udały się ostre i świetnie zasuszyły, będąc super przyprawą do wszelkich dań w ilościach ogromnych. Pokażę kilka zdjęć z roku 2014.
W tym sezonie zatęskniło mi się do tego i miałam nadzieję, że będzie podobnie łatwo albo i łatwiej. W końcu przygotowałam stanowisko, zaplanowałam test z dzbanami glinianymi do nawadniania, zakupiłam nasiona i odpowiednio wcześnie posiałam w domu.
Pierwsze co to nie wyszła mi rozsada kompletnie. Nakupiłam nasion papryki Oda fioletowej dużej i jeszcze jednej czerwonej. Chciałam papryki słodkie, do przetworów właśnie. Wysiałam chyba ze 3 palety nasionek, dokupiłam lampek ledowych tych z odpowiednim spektrum światła itd. itd. żeby je doświetlić, ponieważ akurat w mieszkaniu mam raczej ciemno o tej porze roku. Cackałam się z ziemią, kupiłam jakąś ekologiczną w workach… Doświetlałam, chuchałam. Wyrosły szybko i nasionom nie można nic zarzucić – prawie wszystkie wykiełkowały jak jeden mąż. Rosły, rosły takie pięknie do kilku centymetrów wysokości, aż się zatrzymały wszystkie też jak jeden mąż. I tak trwały. Listki zaczęły opadać powoli. Nic nie pomagało. Dbałam, żeby ich nie przelewać. Żeby nie były w przeciągach. Żeby to, żeby tamto. I tak zmarniały wszystkie, w międzyczasie oddałam jedną paletę komuś, bo pomyślałam, że może coś w moim mieszkaniu im źle i chyba jedna czy dwie się ostały do maja… Oprócz siebie, winię glebę 🙂 ale to już inny temat.
Po tym doświadczeniu, nie poddałam się. Postanowiłam kupić sadzonki. W międzyczasie jeszcze sąsiadka dała mi sporo sadzonek swoich papryk, hodowanych od nasionka z papryki sklepowej podłużnej czerwonej. Sadzonki te były lekko wyciągnięte, ale wysokie, silne, należało tylko porozdzielać (bo po kilka rosły w jednej doniczce) i do gruntu. Tak też zrobiłam, do tego te kupne sadzonki papryki czerwonej słodkiej(na targu nie dowiedziałam się, jaka to dokładnie odmiana).
Papryki posadziłam w dwóch miejscach: przy dzbanach typu Olla, które testowałam oraz z drugiej strony, przy cebuli i marchwi. Łącznie miałam chyba z 20 krzaczków.
Te przy dzbanach plonowały sobie całkiem ok, nie były zbyt wysokie, ale ładnie kwitły. Niestety, ślimakom też smakowały zarówno kwiaty, jak i owoce. Nie uchroniłam. Miałam zbiór kilku tylko papryk. Ślimaki zżerały całe czubki, co hamowało wzrost danego krzaczka.
Papryki od sąsiadki jakoś lepiej wydawało się przetrwały inwazję, natomiast też ostało się ich kilka i owoce, niektóre już wyrośnięte, bywały nadjadane przez ślimaki z dnia na dzień. W związku z tym żaden owoc nie zdążył dojrzeć na krzaku, trochę przyniosłam do domu. Doszły i powędrowały do sosu albo bezpośrednio do zjedzenia – trudne to nie było.
Ostateczny plon nie powalił.
Czego się nauczyłam?
Pokory, oczywiście, jak zawsze 🙂
Że ślimaki są szybsze ode mnie i może warto papryki jakoś osłonić w trakcie sezonu np. kloszami z butelek po wodzie mineralnej 5 l. W przeciwieństwie do innych warzyw, ślimaki zjedzą papryki nawet jak te już są „dorosłe”, bo mają miękką skórkę i są relatywnie nisko – łatwo im je dosięgnąć. Przy pomidorach to się nie dzieje tak często, bo rosną zwykle wyżej. Przy owocach, których skórka twardnieje, też jest mniejsze ryzyko. Ewentualnie uprawiać odmiany wyższe…
Porażki są dobre, zawsze czegoś można się dowiedzieć oraz przypomnieć sobie, że ogród jest nieprzewidywalny i często mimo super starań (a może nawet przez to, że za bardzo się staramy?…) nie wszystko idzie po naszej myśli.
Jeśli macie chęć, podzielcie się swoimi nieudanymi uprawami i wnioskami z nich 🙂
11 komentarzy