No i czas na ostatnią cześć 12 zasad projektu permakulturowego.
Część 1.
Część 2.
Cześć 3.
Część 4.
1. Obserwuj i współdziałaj (Observe and interact)
2. Wychwytuj i magazynuj energię (Catch and store energy)
3. Uzyskuj plony (Obtain a yield)
4. Stosuj samoregulację i akceptuj informację zwrotną (Apply self-regulation and accept feedback)
5. Doceniaj i korzystaj z odnawialnych zasobów i usług (Use and value renewable resources and services)
6. Nie produkuj odpadów (Produce no waste)
7. Projektuj od ogółu do szczegółu (Design from patterns to details)
8. Łącz zamiast rozdzielać (Integrate rather than segregate)
9. Stosuj małe i powolne, stabilne rozwiązania (Use small and slow solutions)
10. Stosuj i doceniaj różnorodność (Use and value diversity)
11. Wykorzystuj obrzeża i doceniaj krawędzie (Use edges and value the marginal)
12. Kreatywnie wykorzystuj i reaguj na zmianę (Creatively use and respond to change)
Powiedzenie przypisane tej zasadzie to „Don’t put all your eggs in one basket”, dosłownie „Nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka”. Po naszemu po prostu: nie stawiaj wszystkiego na jedną kartę. Te pola czystej kukurydzy (bez chwastów nawet…) czy rzepaku to postawienie wszystkiego na jedną kartę. Gdybyśmy byli rolnikami i mieli pola samego rzepaku, to stawiamy wszystko na ten rzepak i jeśli coś z nim się stanie (szkodnik, tajfun, plaga, cokolwiek), to i po nas. Zasada ta mówi o różnorodności, łączeniu różnych – w wypadku ogrodu – roślin, upraw. Na przykład, zamiast pola samych ziemniaków, połączyć ziemniaki z uprawą kopru i fasoli. Ukryć te ziemniaki trochę przed stonką, zwieść ją zapachem innych warzyw, żeby trudniej jej było nasze uprawy odnaleźć. Nie stwarzać zbyt dużego ciśnienia na jedną rzecz. A jak nie będzie ziemniaków, to będą jajka od kur, które można będzie za ziemniaki z sąsiadem wymienić. A jeśli nie jajka, to orzechy włoskie. Jak nie rok na orzechy, to będą śliwki czy jabłka, a jak nie gruszki, to maliny, borówki, kapusta, pomidory, zioła z pobliskich łąk, liście od sąsiadów, woda z dachu lub ze studni i tak dalej. Różnorodność, mieszanie różnych form, gatunków, różnych źródeł. Otwarcie na różne opcje. Włączanie ich do projektu, do obiegu. Dodatkowo, rozmawianie z innymi, dowiadywanie się o nowościach i o „starościach” – czyli o tym, co było, jakie gatunki roślin uprawiały starsze pokolenia, w jaki sposób kiedyś uprawiało się ogród. Można się dowiedzieć całkiem ciekawych rzeczy i coś na powrót zastosować u siebie.
Moje doświadczenia.
Często mieszam. Mieszam uprawy na jednej rabacie, staram się łączyć np. warzywa i zioła, które się lubią. Nie mam równych rzędów i połaci tych samych warzyw w jednym miejscu. Zamiast tego, mam selery w czosnku czy cukinie między marchwią i cebulą. Jeśli nie urosną mi pomidory, to skupiam się na cukiniach. Jeśli cebula jest słaba, to robię zapasy dorodnego szczypioru. Jeśli nie wzeszła sałata, to wzejdzie rukola. Jeśli ślimak zje sadzonki dyni, to zawsze zostaje dokupienie ich w sklepie albo miejsce na buraki. Czasem jest dobry rok na jabłka, w innym roku jabłoń odpoczywa, wtedy skupiam się na owocach z krzewów lub na warzywach. Nie polegam na jednym źródle, staram się mieć kilka opcji w razie czego. To się tyczy też infrastruktury i tutaj przykład z wodą z dwóch, w moim przypadku, źródeł: studni i deszczówki.
Doceniam rośliny, które same w ogrodzie się zasiewają. To najczęściej różne zioła, np. krwawnik lub wrotycz. Jestem otwarta na to, co przychodzi – jeśli pojawia się jakaś nowa roślina, to sprawdzam najpierw informacje o niej i patrzę, jak się może przydać, czy można z nią/niej coś zrobić, czy służy ogrodowi. I często tak jest, i zostaje.
A wiecie, że za czasów mojego dziadka to w ogóle nie podlewało się ogrodu? Po prostu czekało się na deszcz i wszystko jakoś rosło. A wiecie, że moja babcia czy dziadek, jak plewili grządki, to wszystko to, co wyplewione, rzucali na te grządki, a nie do jakiegoś kompostownika? Po prostu od razu zwracali ziemi to, co wyrwane, budując na miejscu materię organiczną i ściółkując?
Warto się czasem dowiedzieć, jak to kiedyś było, bo niektóre takie praktyki mogą być dobre i teraz.
Granice to często najbardziej produktywne części obszaru. Pas przy płocie, brzeg jeziora, miejsce wzdłuż ogrodzenia, pas pomiędzy rabatami. W większej skali – obrzeża miast, przedmieścia, granice lasów. Coś, co jeszcze rzadziej przychodzi na myśl – górna warstwa gleby to granica między ziemią a powietrzem, najbardziej żyzny pas to ten na samej górze – sama granica właśnie, w niej przecież uprawiamy właśnie nasze warzywa.
Przy zderzeniu dwóch różnych, zadziać się może dużo dobrego, nowego.
Moje doświadczenia.
Mam betonowy chodnik wzdłuż działki (albo to, co z niego zostało…). Zawsze najwięcej chwastów mi rosło właśnie wzdłuż niego, a teraz i z pęknięć wyrastają. Bardzo im tam dobrze. W najgorszej suszy, tam życie kwitnie, rośliny zielone i zadowolone – czy to trawa, czy mięta czy przypadkowe zioło, czy jakaś pysznogłówka ostatnio też mi tam urosła. Doszłam do wniosku, że to świetnie miejsce dla roślin, bo korzystają z wilgoci zbierającej się pod chodnikiem. Dołożyłam więc tam kamieni, nasadziłam ziół – głównie mięt. Na tym styku chodnika i rabat warzywnych, rosną bardzo dobrze. Do tego w ogrodzie wraz z kamieniami, pojawiło się więcej jaszczurek, a i mrówki zakładają pod nimi mrowiska.
Ogrodzenie z siatki na ok.1 m wysokości (takie przepisy działkowe) służy często u mnie roślinom jako podpora. Wspinają się po niej tykwy, dynie, wilce, winorośle i inne, sezonowe rośliny.
Granica płotka w rabatach warzywnych u mnie wydaje się utrzymywać też świetnie wilgoć, choć płotek jest tylko w trzcin i podwyższony na kilkanaście centymetrów. Często właśnie tam znajduję ślimaki chowające się podczas słonecznego dnia.
Wszystko cały czas się zmienia i zmieniać będzie. Musimy nauczyć się akceptować i reagować na zmiany. Znaleźć w nich okazje do czegoś nowego, myśleć, jak to wykorzystać bardziej niż narzekać czy zamartwiać się, że coś się stało. Na przykład susza. To jest zmiana, ona następuje i prawdopodobnie obserwujecie u siebie zmianę w porach roku. Nie ograniczajmy się do załamywania rąk nad tym, jak to studnia wyschła albo jak to słońce pali w lipcu. Pomyślmy, co z tym możemy zrobić w naszym obszarze, jakie nowe rośliny włączyć do ogrodu, może jak stworzyć w projekcie więcej cienia lub skąd można pozyskać dodatkową wodę lub zatrzymać ją w gruncie.
Jeśli wiemy, że w połowie lata jakaś roślina jednoroczna skończy plonowanie, to wykorzystajmy ten fakt, aby posadzić kolejną roślinę zaraz po niej. Coś się kończy, coś może się zacząć, można stworzyć coś nowego. Co zrobić w tym miejscu, o którym wiemy, że niedługo zostanie puste? Zareagujmy.
Dla mnie ta zasada łączy się z „Problem jest rozwiązaniem” (było o niej tutaj), jak również z zasadą 1 i 8.
Moje doświadczenia.
Ponieważ lata są suche, a jak już pada, to leje, postanowiłam się nastawić na jak największy zbiór i magazynowanie deszczówki. W tym roku dołożyłam jeszcze jedną beczkę. Studni użyłam tylko po to, żeby ją przetrenować i żeby się nie zastała – wody deszczowej nie zabrakło!
Wspomniany już betonowy chodnik lata świetności ma za sobą i powoli się rozpada, zagarniają go czas i rośliny. Wykorzystałam to, dodając kamieni i stwarzając pas ziół wzdłuż tej ścieżki, a tym samym też dodatkowe miejsce życia dla różnych gatunków zwierząt.
Te 12 zasad to czasem takie oczywistości, ale warto sobie o nich przypomnieć. Często łączą się ze sobą, często jedna sytuacja jest przykładem wykorzystania kilku zasad. Nie chodzi o to, żeby sztywno zasad przestrzegać, ale warto je poznać, żeby się nimi inspirować. Warto dzielić się doświadczeniem swoich, a także pytać o doświadczenia innych. Relacje naszych dziadków mogą być też bardzo przydatne i warto poznać historię tego kawałka ziemi, który mamy zaszczyt uprawiać.
Zachęcam, podzielcie się swoimi doświadczeniami – zawsze chętnie czytam i się inspiruję!
Dziękuję Wam również za zainteresowanie tym cyklem postów.
Joanna.
0 comments
No w życiu się tych zasad nie nauczę. Ogród tworzę spontanicznie, korzystam z własnych błędów, podpatruję i jakoś leci. Owszem, czasem coś wyleci, czyli źle zrobione, albo mnie nie lubi i dajemy sobie spokój. Nie lubią mnie róże, datury, żurawki, więc nie zmuszam ich, niech sobie rosną gdzie indziej. Pozdrawiam jesiennie.
Nie chodzi o to, żeby znać na pamięć… ale myślę, że zawsze coś zostanie jak się wymienia informacjami z innymi ludźmi, coś nam może wpaść do głowy, coś zaświtać, o czymś mogliśmy nie pomyśleć… A te zasady też w dużej mierze opierają się na obserwacji i wyciąganiu wniosków właśnie, czyli to, co już robisz 🙂 pozdrawiam!