Jakoś ostatnio przepisów sporo, ale dzielę się tym, co leci. Pomidory suszone przetestowałam i wyszły mi cudownie – przepyszne! Chciałabym więc się podzielić przepisem.
Sprawdziłam kilka przepisów w internecie. Utkwiły mi dwie ważne rzeczy, które w prawie każdym przepisie się przewijały i których też przestrzegałam:
1. Olej podgrzewamy nie do 100 stopni, a trochę mniej – ja mam taki termometr kuchenny, przydatna rzecz. Ponoć olej wrzący może popalić pomidory (usmażyć).
2. Słoiki zalewamy do pełna pełna, czyli nie zostawiamy tam przestrzeni prawie wcale, bo pomidory suszone piją olej i i tak poziom trochę się obniży. To taka różnica vs większość przetworów.
Kupiłam pomidory podłużne. Super by było mieć swoje, niestety nie miałam. Pomidory przekroiłam na pół i suszyłam w piekarniku na 80 stopni z termoobiegiem – długo, bardzo długo… Myślę, że w lecie można suszyć na słońcu, jeśli ktoś ma okazję. Można wykorzystać też suszarkę do owoców/grzybów. Suszenie mi zajęło łącznie kilkanaście godzin z przerwą, na którą musiałam w piekarniku zostawić te pomidorki na dobę czy dwie – nic się im nie stało.
Można też kupić suszone pomidory w sklepie już gotowe.
Składniki u mnie na 3 małe słoiczki:
– ok. 1,5 kg pomidorów świeżych, podłużnych (chodzi o to, żeby miąższu było mało; mogą też być koktajlowe)
– olej z pestek winogron – ok. pół litra tak na oko (trzeba przeliczyć pojemność słoiczków)
– ok. 10-15 świeżych ząbków czosnku
– kilkanaście uciętych pędów bazylii
– sól
– trochę octu balsamicznego (nie miałam innego, w przepisach trafiałam zwykle na ocet winny, ale wyszło mi dobrze)
Pomidory ususzyłam. Zmieszałam w pojemniku z solą, odrobiną octu balsamicznego i listkami bazylii. Do każdego słoiczka upchnęłam czosnek (można kroić, można całe ząbki), pomidorki i bazylię, dość ściśle.
Olej z pestek winogron podgrzałam do ok. 70-80 stopni. Słoiczki zalałam olejem maksymalnie, zakręciłam, odwróciłam do góry nogami i zostawiłam na noc do ostygnięcia pod kocykiem (żeby wolno stygły).
Słoki przechowywałam w lodówce w strachu, że spleśnieją 🙂 Nie wiem, czy by spleśniały i wątpię, czy by zdążyły, bo jak otworzyłam pierwszy, to poszło bardzo szybko :). Wyszły naprawdę świetne! A olej zużyłam do gotowania – ma super aromat czosnkowo-bazyliowy.
Zioła można dodawać jakie się lubi. Można myślę dorzucić kawałek jakiejś ostrej papryczki lub czegoś innego, co lubicie. W sklepach są suszone pomidory z żurawiną, pestkami dyni, kaparami… jest tutaj pole do wariacji.
Dajcie znać, czy macie swoje ulubione przepisy na takie pomidorki i co jeszcze dodajecie. Wkrótce będę powtarzać akcję, więc może coś dzięki Wam zmodyfikuję?
Joanna
0 comments
Ciekawie wygląda 🙂 Ja jeszcze nie robiłam żadnych pomidorków, ale może kiedyś?
pozdrawiam 🙂
Ja zalewam zimną oliwą z oliwek. Stać mogą latami.
O. Im prościej tym lepiej 🙂
Fajnie, będzie przepis na przyszły rok. 🙂
Ad.2. Skoro pomidory i tak "piją" olej, to chyba nie ma większego znaczenia, czy oleju naleje się do pełna, czy troszkę mniej, bo i tak go ubędzie?
Gdzie kupiłaś taki termometr? 🙂
Chodzi o to, żeby pomidory zawsze były przykryte olejem i nie wystawały, bo mogłyby spleśnieć.
już nie pamiętam… to się nazywa "termometr kuchenny", można kupić łatwo online.
Rozumiem. Chciałem się nie zgodzić, ale faktycznie, lepiej nie ryzykować. 🙂
jak zalewam pomidory ciepłą oliwą/olejem to sie dobrze trzymają przez długi czas. Zalane zimną oliwą/olejem – tylko do krótkotrwałego przechowywania, moje się szybko zepsuły 🙁
Super. Też wolę zrobić coś sama niż kupować gotowe w sklepie 🙂 Zainspirowałaś mnie, chyba też się zdecyduję na takie własne suszone pomidorki.