Jest już lato i choć w tym roku jest kilka tygodni opóźnienia w porównaniu z poprzednim, owoce już u mnie rozpoczęły dojrzewanie kilka dni temu. W związku z tym zaczęłam zrywać i przerabiać to, czego nie zjem na bieżąco.
Wszystkie dżemy z ubiegłego roku zjadłam dość szybko, bo wyszły super, dlatego chcę się podzielić tym prostym sposobem. W moim niewielkim ogrodzie mam kilkanaście krzewów (jeszcze młode) porzeczki czarnej, dwa czerwonej, trochę malin, trochę jeżyn, rozrzucone po działce truskawki i poziomki, parę krzaczków agrestu, niewielkie drzewo wiśniowe i dużą czereśnię, kilka śliw, parę jabłoni, trzy brzoskwinie… Chyba o niczym nie zapomniałam. Większość tych owoców dojrzewa sobie w podobnym czasie (czerwiem i lipiec), ale nierównomiernie. Na przykład porzeczka czarna – na jednej gałązce są owoce czarne i dojrzałe oraz zupełnie zielone. W związku z tym zbiory są niewielkie, ale ciągłe. Podobnie mają maliny, trochę inaczej wiśnie i tak dalej.
Gdybym chciała robić dżem z czarnej porzeczki (mój ulubiony), to niestety musiałabym chyba zamrozić owoce w oczekiwaniu na resztę zbiorów. Albo robić po jednym słoiczku na raz. Na razie, gdy krzewy są młode, to tych owoców nie mam na tyle. Mieszam więc czarną porzeczkę z tym, co akurat w danym czasie zbiorę: z agrestem, czerwoną czy z rabarbarem, malinami (jeśli dotrwają, bo te zjadam na pniu) i tak dalej… Robię więc dżemy/musy wieloowocowe. Oczywiście, nie tylko na bazie czarnej porzeczki, to tylko przykład. Przerabiam to, co akurat mam i już.
Przepis.
Biorę owoce, myję, przebieram, wrzucam na garnuszka czy na patelnię, podgrzewam, gotuję – rozpadają się, blenduję, dodaję cukru, jeszcze gotuję, przekładam lub przelewam do wyparzonych słoiczków, które zakręcam i na stojąco pasteryzuję w piekarniku przy 130 stopniach jakieś 20 – 30 minut.
Koniec przepisu.
I tak wychodzi mi kilka słoiczków na raz, dzięki czemu nie mam z głowy polowy dnia i bolących barków i dzięki czemu cały czas sprawia mi to ogromną przyjemność. A zapasy rosną 🙂 powoli. Każda partia jest inna, każda słodka mniej lub bardziej, w zależności od owoców i przeznaczenia. Nie daję żadnych fixów i innych specyfików, nie przeszkadza mi, kiedy dżem jest bardziej musem i jest lejący. Gdy chcę bardziej stały, mogę nie blendować, wtedy można będzie natrafić na kawałki owoców. Jak kto lubi.
Ostatnio zrobiłam dżem z truskawek i płatków róży damasceńskiej. Przesłodki wyszedł :). Wszystko można i cały czas czegoś się uczę. Od Was też.
Na instagramie i facebooku często umieszczam takie krótkie relacje, zapraszam Was również tam :).
2 komentarze
Fajny przepis. Podkradnę… Pozdrawiam
Sposób dobry, też spróbuję pomieszać. 🙂
Ja jestem bardziej leniwy i czarną porzeczkę zbieram raz, kiedy większość owoców jest dojrzała. Oczywiście część już zdąży opaść, ale tym się nie przejmuję, ponieważ rzadko zbieram wszystkie owoce czegokolwiek. Z czarnej porzeczki to wychodzi raczej galaretka, niż dżem, tak ładnie żeluje… i to jest fajne.
W tym roku polecono mi spróbować zrobić dżem z zielonych pomidorów i coś mi się zdaje, iż pogoda sprawi, że wypróbuję tę radę.