Z wiosną to tak u mnie jest, że każdy mały kwiatek tak cieszy, a potem w lecie to już człowiek taki znieczulony na to piękno się robi… 🙂 Postaram się w tym roku inaczej – nie tylko biegać i plewić i „pocić się w polu”, ale wolno płynąć i zauważać…
Właśnie – zacznę od tego, co nie pozytywnego zauważyłam, ale dzięki temu skończę dobrym 😉
Co nieco poschło lub obmarzło, trudno powiedzieć. Inne atakowane prze choroby chyba albo po prostu starość (albo to i to).
Jabłonka papierówka, w zeszłym roku obrodziła tak pięknie, ale kora zaczęła jej odpadać już na jesień. Wykorzystałam wtedy tą maść, co się na ucięte gałęzie nakłada, niestety część jabłonki obumiera mi i chyba będę musiała gałęzie wyciąć.
A to stan z teraz – gałęzie suche i nie ma pączków.
Podobnie pączków nie ma cała morela – cała! Jej kora ma czarne plamy i wygląda, że umarła, bo jej sąsiadka – ta sama odmiana, już kwitnie (co prawda też słabo, ale daje radę). Może nornice, a może jaki grzyb… To największe zaskoczenie, bo nic się złego z nią nie działo do tej pory.
A róże chyba przemarzły, przyznaję – nie okrywałam, ale też aż takich mrozów nie było – parę dni dało czadu no i widocznie się to odbiło na różach. Za to widać, że puszczają gdzieniegdzie, więc nadzieja jest 🙂
Jedna czarna porzeczka chyba padła i w ogóle nie wiem, czemu, bo nornice porzeczek czarnych ponoć nie tykają, a czy uschła? Dziwne… Daję jej jeszcze czas, nie znam odmian tych porzeczek – były tu, jak przyszłam, może jeszcze odbije…
Ucierpiały też chyba obie krzewuszki… Listki pojawiły się tylko na niektórych gałęziach.
A tu proszę taka ciekawostka – co mi chrupie lilie i czosnki? 🙂 Ktoś wie?
Ach, i jeszcze czereśnia chyba uschła lub korzenie zostały wcięte przez nornice… zdjęcia nie zrobiłam :(.
A teraz dla odmiany, co dobrego 🙂
Tulipany oczywiście wychodzą i zaczynają kwitnąć.
I narcyzy.
Niektóre części ogrodu pięknie się zadarniły… tak to jest, jak się nie plewi kompulsywnie 🙂
Jakie piękne są szachownice kostkowe.
Idą hosty,
rabarbar,
kwitną wiśnie, czereśnie, brzoskwinia i tawuły…
I łubin wychodzi, który posiałam wśród trawy dla zadarnienia i użyźnienia.
Ile człowiek odkrywa, jak z kopaczką nie lata i nie plewi… To jest do tej pory numer jeden odkrycie permakulturowe tego sezonu! 😀
A na koniec dnia deser bananowy z czekoladą na grillu… 🙂
Joanna.