Owoce umyłam, oddzieliłam winogrona, wyrzuciłam te nieładne, zeschnięte. Wrzuciłam je go największego garnka, jaki mam, zasypałam cukrem na oko – tak po powierzchni, i zostawiłam na noc. Rano wrzuciłam na kuchenkę do gotowania. Puściły sok, wody nie trzeba było dolewać. Pogotowały się trochę rano, ale musiałam iść do pracy, więc kontynuowałam gotowanie wieczorem. Dodałam jeszcze trochę cukru do smaku i dla późniejszego zgęstnienia. Mieszałam i gotowałam najpierw na większym, potem na małym ogniu. Chciałam, żeby skórki się rozpadły i pestki zostały na wierzchu, żeby można je było prawie przelać przez sito. Niestety, po kilku godzinach skórki jeszcze były, więc zdecydowałam nie męczyć ich więcej i ręcznie, garść za garścią, przecierałam winogrona przez małe sitko. W rękach zostały mi pestki i niestety też skórki. Nie znalazłam sposobu na szybkie oddzielenie pestek, których były setki. Ale za to w garnku został pyszny mus, który władowałam do słoików i pasteryzowałam w garnku około 20 minut.
Aktualizacja – drugi sposób / 2019. W tym roku po gotowaniu może 20-30 minut, wyłowiłam pływające najczęściej na powierzchni pestki ręcznie sitkiem, a resztę zblendowałam. Jest to dużo szybszy sposób, przy czym zachowuje się cenne skórki, a te trochę pestek, które zostaje rozdrobione, nie wpływa na smak i jest niewyczuwalne przy jedzeniu.