Kto nie zna tego żółtego zwiastuna wiosny, pierwszego oddechu dłuższego dnia, cudownej siostry słońca… Forsycji.
O tym skąd się wzięła, jak o nią dbać i jak można ją wykorzystać.
Nazwa forsycja zawsze mi się z forsą kojarzyła (takie dawna nazwa na pieniądze, teraz to chyba już z obiegu wyszła), ale pochodzi od nazwiska słynnego szkockiego botanika o imieniu William Forsyth. Gość żył na przełomie XVIII i XIX wieku i zasłynął m.in. z nadzorowania ogrodów królewskich.
Forsycja została zauważona pierwszy raz przez Europejczyków w Azji i stamtąd do nas przywieziona.
Carl Peter Thunberg, szwedzki chirurg i botanik, zauważył ją w Japonii, ale ponoć źle sklasyfikował. Forsycja jest jedną z roślin przedstawionych w jego „Flora Japonica” z 1784 roku. Odmiana opisana tam to Forsythia suspensa (już po prawidłowej klasyfikacji), czyli forsycja zwisła.
Z kolei forsycję zieloną (viridissima) w Chinach zauważył Szkot, Robert Fortune, w latach czterdziestych XIX wieku, więc trochę lat po odkryciu Thunberga. Robert odkrył tam ponad 100 innych roślin i opisał swoje doświadczenia w „A Journey to the Tea Countries of China” z 1852 roku.
Dzisiejsza, bardzo popularna odmiana forsycji – forsycja pośrednia, jest właśnie mieszanką zwisłej i zielonej.
Forsycja to krzew ozdobny, dorastający do 2-3 m, zależnie od odmiany. Lubi słońce, co najmniej kilka godzin dziennie powinna mieć do niego dostęp, lepiej więc nie sadzić jej w miejscach cienistych. Lubi też wodę. Oczywiście, bez przesady – ja mam forsycję w ogrodzie i nie podlewam jej regularnie, natomiast kiedy były okresy dłuższej suszy ubiegłego lata, liście forsycji zaczynały więdnąć i wtedy wiedziałam, że trzeba ją podlać. Warto wyściółkować powierzchnię wokół korzeni, to pomoże zatrzymać wilgoć. Nie trzeba stosować żadnego specjalnego nawożenia ani ekstra opieki – forsycja należy raczej do tych krzewów, które są stosunkowo łatwe w uprawie.
Kilka słów o cięciu, bo forsycja to na tyle ”plastyczny” krzew, że w zależności od jej funkcji (może być soliterem albo na przykład żywopłotem), przycina się ją odpowiednio.
Jeśli chcecie, aby kwitła obficie, najlepszy okres na cięcie to zaraz po jej wiosennym kwitnieniu i wtedy skracacie ok. 1/3 długości kwitnące gałązek. Krzew ten kwitnie na pędach zeszłorocznych, więc po tym cięciu puści nowe pędy, które na przyszłą wiosnę zakwitną. Jeśli przytniecie ją jesienią, może słabo kwitnąć, bo się okaże, że usunęliście gałęzie z pączkami, a nie zdążą już przyrosnąć. No więc cięcie, jeśli w ogóle, to wiosną i po kwitnieniu.
Jeśli niekoniecznie chcecie wymuszać super obfite kwitnienie ani nie macie wymagań co do kształtu krzewu, to przycinanie nie jest konieczne każdego roku. To też zależy od odmiany.
Forsycja pośrednia, którą – jak sądzę – mam w ogrodzie, dość bujnie rośnie i już w lecie nie mam jak przejść ścieżką, bo całą zasłania, mimo że wiosną to taki niby delikatny krzew z cienkimi gałązkami… Nie dajcie się zwieść i nie sadźcie jej blisko miejsc, którymi chcecie przechodzić lub ich używać, bo potem będziecie musieli przycinać albo przesadzać.
Forsycja u mnie była kształtowana na małe drzewko jeszcze przez poprzednich właścicieli działki, więc tak właśnie teraz wygląda. Co roku od korzeni odbijają silne odrosty i można je wyciąć albo wykorzystać (patrz: rozmnażanie). Jako żywopłot też sprawdza się dobrze, bo można utrzymać ją na nieco niższej wysokości i ładnie się rozkrzewia.
Dla porównania: forsycja wiosną 2014 roku i ta sama perspektywa latem 2016 roku – zauważyć można, jak fajnie zasłoniła chodnik. Na drugim zdjęciu i tak jest podwiązana tak, żeby można było przejść w miarę swobodnie.
Bardzo łatwo rozmnożyć przez odkłady – pędy, które odbijają od korzenia, można przycisnąć do ziemi i zasypać i poczekać, aż wykształcą się tam korzenie (kilka miesięcy, zależy jak wilgotno tam będzie i generalnie czy będziecie tego doglądać, czy zostawicie samym sobie). Wtedy odcinacie ukorzenioną gałązkę i macie sadzonkę.
Ja rozmnażałam też tnąc pędy na mniejsze kawałki i ukorzeniając w wodzie, a potem w ziemi. Jeśli zrywacie gałązki forsycji na przedwiośniu do wazonu, możecie czasem zauważyć, że niektóre wypuszczają w wazonie korzonki. Warto to wykorzystać.
Po jednym sezonie macie już małe sadzonki forsycji, z których możecie np. posadzić żywopłot. Daje to dużo satysfakcji, jak coś samemu można rozmnożyć i obserwować, jak z jednej rośliny mamy kilka nowych.
Coś o rozmnażaniu forsycji u mnie w drugiej części tego filmiku:
Oprócz niewątpliwych walorów ozdobnych forsycji, jest ona też rośliną wykorzystywaną do leczenia i konsumpcji.
Ostatniego lata „odkryłam” owoce forsycji – coś, czego do tej pory nie widziałam i o czym nie słyszałam. Oczywiście, kiedy coś kwitnie, to zwykle zawiązuje owoc… ale owoc forsycji widziałam pierwszy raz.
Owoc ma kształt owalny, zielony, a potem brązowy, kiedy już dojrzeje. W nim ukryte są nasiona.
Niepozorny, można go przeoczyć. Zwłaszcza, jeśli silnie tniemy forsycję po kwitnieniu, możemy niewiele owoców zobaczyć.
Lian Qiao to nazwa owocu forsycji zwisłej, który wykorzystywany jest w medycynie chińskiej.
Kwiaty forsycji są jadalne i znane z zawartości m.in. rutyny. Wykorzystuje się je w ziołowych przetworach, jak i w kosmetykach. Można też jeść je na surowo.
Forsycja nie jest uważana za toksyczną, jednak zanim zaczniemy ją jeść lub brać preparaty z niej sporządzone, warto sprawdzić jej właściwości lub skonsultować z lekarzem zwłaszcza, jeśli przyjmujemy jakieś leki.
Joanna.
http://hubpages.com/education/Forsythia-Flowers-in-Spring-and-the-Botanist-William-Forsyth
http://cpthunberg.ebc.uu.se/thunberginjapan
http://agakrok.blogspot.com/2014/03/floroterapis-leczenie-kwiatami-forsycja.html