263
No co – w tym roku na wiosnę kupiłam chyba z 15 paczek nasion dalii i cynii – paśnik dla ślimaków :), pojedyncze kwiaty zostały i puste prześwity na rabatach. A ja przecież zaplanowałam – tu grupa bordowa, tu łososiowa, a tu będę miała rabatę w kolorze błękit-biel… Została biel – jeżówka i odętka, których sadzonki kupiłam na majowych targach, inaczej byłby goły przegorzan sam jeden, błękitny przedstawiciel… Ale to nic. Nie poddaję się, bo w tym roku zakwitły mi juki – coś przepięknego, co za radość! Bez porównania, cudowne kwiaty…
Na wiosnę była moją dumą, oj tak – dwie grupy tulipanów, kolorystycznie dobranych, narcyzy, potem czosnki – gladiatory, do tego pustynniki – no wszystko grało, jak orkiestra z nut, idealnie wręcz, aż do czerwca, jak przekwitło i suche pałąki zostały. Tego nie przewidziałam… Wymyśliłam sobie więc, że posieję kolorową klarkię, co to ją na półce raz z nasionami w sklepie znalazłam, i zielono-biały wilczomlecz – to one razem stworzą piękny duet. Klarkia owszem, wyrosła, w jednym miejscu, w kupie i przekwitła już sobie – wyrwałam, ale wilczomlecza do tej pory nie widzę… Wyjdzie jeszcze? Rabata wygląda jak bieda jedna wielka, ratują ją tylko teraz… rudbekie oczywiście! Ja chyba mój ogród nazwę „Rudbekie i spółka”… A na tarasie miały stać dwie wielkie, piękne, drewniane donice w wiejskim stylu, pełne kolorowych kwiatów, harmonizujące z drewnianą altaną – tak! No tak, stoją, pełne zielonych liści kwiatów, które nie chcą tam kwitnąć lub kwitną słabo… Wygląda to trochę, jak chwasty, nie daj bóg, z daleka…

Ale nie poddaję się, bo mam już pomysł, co gdzie poprzesadzać, żeby wreszcie miało sens! Lawendy z całego ogrodu (aż dwie!) przeniosę do rabaty różanej – będzie takie fioletowe poletko lawendowe, a w nim róże – tak! Dokupię parę (z 10) i będzie ładnie grało, w słońcu, i ten zapach! Już to czuję, już to widzę… Za to ta rabata nieszczęsna przy altanie, co to ją wszyscy z ulicy oglądają, to musi być reprezentacyjna… musi. Jeszcze nie wiem, czy po prostu rozsieję tam najłatwiejsze, żółte kwiaty, albo poprzesadzam z innych miejsc (nazwy już nie będę wymieniać, bo ile się można powtarzać) – warunki tam są trudne dość – słonecznie i sucho, deszcz dochodzi gorzej, więc te wytrwałe rośliny na pewno dadzą tam radę, a i piękne będą, bo jedne, duże, w kupie – tak jest! Widzę to. Idąc dalej, krzaki porzeczkowe z okolic części kwiatowej koniecznie muszę zabrać – kto to widział, porzeczki w kwiatach. Ja je zbiorę na poletku warzywno-owocowym, dokupię czerwonych, a przy siatce miejsce się zrobi na nowy pomysł, nowy kwiat – nie wiem jeszcze, jaki, ale na pewno pnący, bo siatka jest, to trzeba wykorzystać. A ten biedny ogródek pod morelami – co z nim począć, korzenie tam, trudno coś posadzić, cienia trochę… Nie wiem, nie wiem, ale na pewno coś wymyślę, nisko musi być, kolorowo, wieloletnio i pachnąco zarazem. Tak. Bo w tym roku, to musiałam dokupić niecierpków i ipomei, zupełnie niespodziewanie jakieś zielsko na tej rabacie się rozpanoszyło – no ciekawe, chyba dlatego, że na wiosnę ładnie zaplanowałam, o lecie i jesieni nie myśląc… Tym razem pomyślę. A, i mahonię muszę przesadzić, bo taka bezkształtna, w środku ogrodu kwiatowego, nie wiadomo, co do niej dopasować, dominuje. Pójdzie pod jabłonkę, tam, gdzie teraz jest chrzan, i będą rywalizować… bo chrzanu się pozbyć, to będzie wyzwanie. A w jej miejsce jeszcze nie wymyśliłam, co będzie. Za to marzy mi się aleja różana, to chyba wzdłuż płotu, chociaż pas ziemi wąski i ostróżki tam rosną, ale może pas ziemi się poszerzy – po co komu tyle trawy? Wtedy i róże, i ostróżki zmieszczą się, i jeszcze więcej – tak, ja już to wszystko mam w głowie, już na papier przelewam… Perfekcyjnie będzie tym razem, na pewno! 🙂
Kiedy kupiliśmy działkę, była wiosna. Byłam pewna, że w lecie ten ogród będzie wyglądał dokładnie tak,
jak sobie wymyśliłam – te kwiatuszki tu, tamte warzywa tam, to zakwitnie tak, tamto obrodzi śmak… W miarę upływu czasu przekonałam się, że ogród wygląda tak, jak chce, kwiaty zakwitły jakieś, o których nie wiedziałam, że są, koper się pokazał nad całym ogrodem, nagietki opanowały warzywnik… No i cóż, powiedziałam, pierwszy rok to tak jest, jeszcze nie wiadomo, co było już w ziemi… Na następny rok to ja już sobie zaplanuję – to tu, to tam, rabata bylinowa tutaj – o, tak będzie wyglądać (narysowałam sobie w kolorze w zeszycie w kratkę!), to przesadzam tam, grupuję tu, warzywnik cały rozrysowany ładnie – voila! Tak to będzie pięknie!

Pod drzewami, w półcieniu posadziłam kilka sztuk przepięknych, ukochanych moich zawilców japońskich. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w czerwcu rozpanoszyły się na całej szerokości rudbekie – rabata rudbekiowa się tam zrobiła, sama z siebie! Skąd? Nie wiem, z nasion, pojęcia nie mam, czy ja to posiałam, czy to tylko wiatr… Zawilce biedne tam ledwo zipią pomiędzy krzakami rudej Beki 🙂
ale pojedyncze pączki już widzę, więc pieczołowicie wyrywam całe kępy tych żółtych i do wazonu je, oby trochę oddechu japońskim moim dać… Mile zaskoczyły mnie róże, które trzy aż – a jak! – obok siebie mam skomasowane i kwitną przepięknie już od dwóch miesięcy i ciągle. Pomiędzy nimi lawendy, bo to dobre sąsiedztwo jest ponoć… I dalie – chyba 3 sztuki aż tu się uchowały, i tak patrzę na tą rabatę, to nie… Nie tak to sobie wyobrażałam, w następnym sezonie inaczej to zrobię, na pewno… Rabata przy altanie, tzw. bylinowa, bylin ma pięć na krzyż, za to musiałam dosiać jednorocznych, żeby luki wypełnić.




Joanna.